Goljarin i Kronepuk stali na dziedzińcu zamkowym południowej stolicy Zjednoczonego Królestwa. Przed nimi stały dwie dewizje wojska. Jedna z nich jeszcze nie dawno należała do wojsk Rawentalu, a druga do wojsk Harenwiku. Dzisiaj zjednoczone w jednym wojsku pod jednym dowódcą, któr"ym był podpułkownik Jorinas Krahenak, stały przed namiestnikami ich królewskich mości. Te właśnie dywizje miały uderzyć na dzikie plemiona z gór, które nękały południowe ziemie Królestwa. Ponad dwadzieścia tysięcy żołnierzy stało na baczność i słuchało przemowy Kronepuka i Goljarina.
Kronepuk mówił o tym, jak wspaniała jest armia Zjednoczonego Królestwa. Jakie wspaniałe jest Zjednoczone Królestwo, za które i o które ta armia będzie walczyć. Podkreślał zjednoczenie dwóch królestw w jedno królestwo i dwóch armii w jedną armię.
Goljarin mówił o "ważnym zadaniu, jakie czeka obie dywizję. Podkreślał, jak wygnanie z Królestwa dzikich plemion z gór pomoże w rozwoju państwa.
Żaden z namiestników nie powiedział, że razem z wojskiem wyrusza ośmiu cichociemnych. Oficjalnie była to bowiem sekcja zwiadowcza obu dywizji. Prawdziwym jednak zadaniem zwiadowców było spra"wdzić, czy dzicy z gór nie są przypadkiem zarażeni lub czy nie kieruje nimi ktoś zarażony albo nawet któryś z magów mocy tajemnej.
W końcu przemowy się skończyły. Dowódcy dali rozkaz wymarszu i obie dywizję wymaszerowały sprzed zamku królewskiego i ruszyły drogą na południe.
Kronepuk westchnął i otarł pot z czoła, bo dzień był niezwykle gorący.
– Dobrze, że "już wyruszyli. Można się skryć we wnętrzu zamku. Tam na pewno jest trochę chłodniej. – powiedział do Goljarina.
Goljarin skinął głową.
– W zamku jest chłodniej, dużo chłodniej. – stwierdził. – Czasami aż za chłodno. W takie upały jednak ta cecha "wielkich zamków jest nader przyjemna. – dodał.
– W Harenw… yyy… W północnej stolicy w zamku wcale nie jest za chłod"no. – powiedział czerwieni_ąc się lekko.
– Oczywiście. Przecież zamek w północnej stolicy jest dobrze ogrzewany. – odpowiedział Goljarin.
– Mhm. Jakoś tak cząję, że zanim nadejdzie zima, to i ten zamek będzie ogrzewany. Swoją drogą. Nie wiesz czemu, królowa tak nalegała, żeby używać nazw północna stolica Zjednoczonego Królestwa i południowa stolica Zjednoczonego Królestwa? Przecież krócejbyłoby mówić `Karkegat i `Radenok. – spytał.
Goljarin uśmiechnął się.
– Byłoby krócej, ale myślę, że królowa chciała, żeby w umysłach ludzi ułożyło się to, że mają jeden kraj, dwie stolice i dwoje królów. – powiedział.
Weszli do zamku. Zamek w `Rodenoku nie straszył już pustymi, zimnymi korytarzami i komnatami. Goljarin przepytał służbę i okazało się, że w zamkowych piwnicach złożone zostały wszystkie dywany i arrasy, które kiedyś zdobiły zamek.
– Pochowaliśmy wszystko, Panie, kiedy król zaczął się dziwnie zachowywać. – tłumaczył marszałek dworu. – Baliśmy się trochę, żeby Jego Wysokość nie poniszczył wszystkiego. Zaczął bowiem drzeć niektóre arrasy w napadach jakiejś dziwnej wściekłości. – mówił dalej.
Goljarin rozkazał więc wszystko przynieść z piwnicy i rozłożyć oraz rozwiesić tak, jak leżało i wisiało wcześniej. Stało się tak po dokładnym wyczyszczeniu podłóg, obmyciu mebli, drzwi i okien. W oknach też zostały powieszone piękne story przyniesione z piwnicy.
– Możesz iść i odpocząć. Obiad będzie o siódmej godzinie dnia. – powiedział Goljarin do Kronepuka.
– "Ja muszę zająć się salą mocy i niegrzecznym kucharzem. – Goljarin uśmiechnął się sarkastycznie i mrugnął do Kronepuka.
– W przygotowaniu sali mocy ci pomogę. Z niegrzecznym kucharzem będziesz musiał sobie poradzić sam. Te wasze oczyścicielskie zabiegi znam tylko i wyłącznie z teorii. – odparł Kronepuk.
Udali się we dwóch do sali mocy. Wyglądała ona zupełnie inaczej niż sala mocy Kargiliany.
– Popatrz, ile popiołu zalega w kominkach. – odezwał się Kronepuk.
– No, widać nasz Jaśnie Panujący Król Garron nie dbał nawet o salę mocy. Fajnego mamy władcę, nie ma co. – zadrwił Goljarin.
– Przestań! – krzyknął Kronepuk. – Po pierwsze nie drwij ze swojego władcy. Po drugie, jesteś przecież oczyścicielem, dobrze wiesz, co dzieje się z zarażonymi, jak się zachowują i jak im jest trudno powrócić potem do normalności. – ciągnął.
– Masz rację. Nie powinienem. – odparł Goljarin z autentyczną skruchą.
Zabrali się do pracy. Najpierw wygarnęli cały popiół z czterech kominków. Uzbierało się tego naprawdę dużo.
– Słuchaj, a właściwie czemu my się tym zajmujemy? Przecież od sprzątania jest służba. – spytał w pewnym momencie Kronepuk.
– To prawda, wolę jednak zrobić to osobiście. Nie chcę, żeby służba się zbyt wcześnie o tym dowiedziała. Nie wiem, czy królewski kucharz ma pojęcie o metodzie oczyszczania przez napełnianie, ale na wszelki wypadek wolę, żeby zbyt wcześnie nie dowiedział się o przygotowywaniu sali mocy. – odparł Goljarin.
Kronepuk kiwnął głową, chociaż uważał, że przynajmniej pomóc powinien ktoś ze służby. Jakiś służący mógłby na przykład wynosić te wory z popiołem i wysypywać je do popielnego dołu w ogrodzie pałacowym. Nie musiałby tyle dźwidać, ale skoro Goljarin tak zarządził, a on, Kronepuk, sam zgłosił się na pomocnika, nie wypadało mu narzekać.
Kiedy wyczyścili już wszystkie cztery kominki, przyszedł czas na wannę. W wannie zalegał dawno wyschły, a potem pewnie wiele razy zmoczony przez deszcz, kwarcowy piasek. Na piasku leżały liście i drobne gałązki pzyniesione przez wiatr przez dziurę w dachu. Na jednej z takich gałązek siedział duży pająk.
– O Jasna Pani! Skąd to paskuctwo się tu wzięło? – wykrzyknął Goljarin. Schwycił pająka dwoma palcami, rzącił na posadzkę i zdeptał.
– Co robimy z tym piaskiem? Na pewno więcej tego typu niespodzianek się w nim zagnieździło. – spytał Kronepuk. – Powinniśmy go wyrzucić. – dodał.
– Oczywiście, że go wyrzucimy. W ogrodzie się przyda. Problem polega na tym, że nie ma zapasu czystego piasku. – odparł Goljarin.
Istotnie. Skrzynia stojąca obok srebrnej wanny była pusta.
– Hm. Mógłbym się teleportować do zamku północnego. Tam skrzynia jest niemal pełna, a w wannie leży czysty, suchy już piasek. – zaproponował Kronepuk. – Królowa korzystała widocznie ostatnio z sali mocy. – kontynuował. – Myślę, że nie miałaby mi za złe, gdybym przeniósł trochę piasku do zamku południowego. Jak sądzisz? – spytał Goljarina.
Goljarin zamyślił się. – No właściwie wszystko zostaje w rodzinie. – mówił zamyślony. – Przynieś tu ten piasek. Nie widzę innego wyjścia. Bez piasku kwarcowego nie oczyszczę kucharza. Muszę go mieć. – zdecydował.
Kronepuk stanął przy drzwiach. – Kametame. – wxpowiedział zaklęcie teleportujące. Na podłodze zaczął tworzyć się teleportacyjny romb.
– Czekaj! – krzyknął Goljarin. – Weź tę skrzynię. – przysunął Kronepukowi pustą skrzynię dosłownie w ostatniej chwili. Romb na podłodze przybrał już czerwoną barwę. Kronepuk schwycił i przycisnął do siebie skrzynię i wszedł na czerwony romb.
Wyszedł z niego w sali mocy, z której nie dawno korzystała Kargiliana przed spotkaniem z Garronem. Wyjął specjalną łopatkę ze skrzyni na piasek i zaczął nią przesypywać kwarcowy pył z wanny, nie chciał bowiem bardziej bezpośrednio grzebać w w Sali Mocy królowej, do pustej skrzyni. Poprawdzie to nie był pewny, czy dobrze robi zabierając piasek kwarcowy Królowej dla Króla, ale nie widział innego wyjścia.
Kiedy więc zawartość wanny znalazła się w skrzyni z południowego zamku, znów przywołał romb teleportacyjny i po chwili był już w sali mocy pułudniowego zamku.
– Proszę. Tu jest wszystko, co było w wannie. – powiedział do Goljarina.
Ten zajrzał do skrzyni i stwierdził, że kwarcowego piasku spokojnie wystarczy.
– Dzięki, druhu. – powiedział do Kronepuka. – Teraz czas się zająć niegrzecznym kucharzem. –
– Czyli jestem ci już niepotrzebny. – stwierdził Kronepuk.
– Tak. Teraz rozpoczyna się moja część zadania. – odparł Goljarin. – Dzięki tobie przystąpię do niego dużo wcześniej, niż się spodziewałem. – dodał z uśmiechem.
Po opuszczeniu południowej stolicy podpółkownik Jorinas Krahenak dał rozkaz stanąć. 20000 żołnierzy posłusznie stanęło w miejscu.
Podpółkownik rozkazał ośmiu cichociemnym, o których "wiedział, że są magami, ustawić się dookoła wojska i teleportować ich na południe. Chciał jak najszybciej znaleźć się tam, gdzie dzicy z Gór atakowali Zjednoczone Królestwo. Zwyczajem wojsk było, że poruszali się i walczyli bez pomocy magii. Tym razem jednak dowódcy zależało na pośpiechu. Zamierzył skorzystać "z mocy magów, którzy z nimi jechali.
Teleportacja udała się bez żadnych przeszkód. Ani jeden żołnierz nie został na północy, ani jednemu koniowi, których szesnaście niosło wszelki wojskowy dobytek, żaden z bagaży nie zsunął się na ziemię i nie został na północy. Wszyscy wylądowali bezpiecznie na dużej leśnej polanie u stóp Gór Tajemnych. Jednak niektórym z żołnierzy nie podobała się teleportacja.
– Wojsko to powinno marszem na miejsce bitwy zmierzać, a jak konni to w siodłach, na koniach jeździć, a nie jakieś takie dziwne obyczaje wprowadzać. – usłyszał Jorinas przechodząc wzdłuż swoich wojsk.
– Czasem i wojsko musi z magii skorzystać, gdy od tego zależy pomyślność nie tylko państwa a i być może całego świata. – powiedział podpułkownik głośno i dobitnie.
Na polanie zastała cisza.
– Teraz drużyna cichociemnych uda się na zwiad. Wy natomiast… Rozkulbaczyć konie!
Rozbić namioty! Ma mi tu w pięć
minut powstać obóz wojskowy. Rozkaz! –
– Tak jest! – zakrzyknął każdy żołnierz, a echo żołnierskiej odpowiedzi odbijały w lesie drzewa.
Goliarin rozpalił potężne szczapy z Drzewa Sesme we wszystkich czterech kominkach. Wsypał piasek kwarcowy do wanny, sprawdziwszy ówcześnie czy na pewno leci woda. Teraz trzeba było przyprowadzić nieczystego kucharza.
Goliarin udał się więc do kuchni udając wielkie zainteresowanie tym, co będzie jutro na obiad. Dowiedział się, że będzie baranina w sosie z czosnkiem najważniejsze jednak, że przychwycił kucharza.
– Choć ze mną. – powiedział Goljarin.
– A po co? To znaczy… Oczywiście jaśnie panie. –
Udali się do Sali Mocy i tu kucharza czekała niespodzianka.
– Wejdźcie do tej wanny. – wskazał Goliarin.
– Ja? Aa, aaaa, po co? – po twarzy kucharza zaczęły spływać stumyczki potu. Widać było, że się boi.
– Jestem namiestnikiem ich królewskich mości. Rozkazuję ci wejść do tej wanny. – powiedział poważnie. – Jeśli nie zareagujecie na ten rozkaz, wepchnę cię tam siłą, jako Goljarin, mag klasy wyższej, oczyszczającej. – dokończył.
Kucharz zbladł, następnie zaczerwienił się, znów zbladł i zaczął krzyczeć.
– Aa w kchiiir żżdiiimar. –
Goljarin szybko uspokoił go zaklęciem.
– Hammejasunnach. –
Uspokojonego kucharza włożył do wanny, po czym dokładnie zamknął drzwi. Występ wokalny kucharza dopiero się zaczynał.
Stanął za głową zanurzonego w piaską i wodzie kucharza. Położył ręce na jego głowie i rozpoczął ocęyszczanie przez napełnianie.
– Ogniu Sesme, rozpal kucharza i spraw, by zła moc wyparowała. Ty zaś, Płomieniu Mocarny wejdź na jej miejsce. – inkantował zaklęcia.
Kucharz poruszył się. Próbował uciekać przed mocą z ognia Sesme. Lecz przed nim i jego mocą nie ma ucieczki. Kucharz wił się straszliwie i zaczął krzyczeć.
– Arraarraakchsfiiraarraar. –
– Hammejasun. – uspokoił go Goljain.
Kucharz przestał się miotać i krzyczeć, ale po jego policzkach popłynęły łzy.
– Wodo czysta, wymyj z niego wszystko to, co złe, czarne i tajemne. Pozostaw go gotowym na przyjęcie twojej mocy i daj mu ją. – Golikrin wypowiedział kolejną część wielkiego zaklęcia.
Przez kucharza przeszedł prąd. Widać było, jak napinają mu się mięśnie, jak leżąc na boku wygina swoje ciało w kształt litery S.
– Ziemio czysta. Zejdź po nim swą oczyszczającą lawiną. Pozostaw czyste ciało i czysty umysł, aby zakorzenić się mógł w Tobie i czerpać z twoich soków. – Goljarin kontynuował zaklęcie.
Kucharz rozluźnił się nagle i otworzył oczy.
– Skoończ too. Too potwoornie booli. – wycharczał.
– Powietrze czyste, co się z niebem spotykasz, przynieś mu ulgę. Owiej go powiewem spod gwiazd i blask onych wlej mu w serce. –
Goljarin skończył zaklęcie. Odsunął się od wanny, w której leżał kucharz. Oparł się o jeden z kominków i przyglądał się człowiekowi w wannie.
– Jak macie na imię? – spytał.
– Nifraet, Panie. – odparł kucharz. Zadziwiające jak pięknym stał się jego głos. Przedtem był zimny i wysoki, piskliwy, kojarzący się ze szczurami. Teraz był niski, ciepły, a przywodził na myśl wielkiego, puchatego kota.
– Czy mogę tu jeszcze chwilę posiedzieć, Panie? – spytał Nifraet.
– Oczywiście, że możesz, ale pamiętaj, że kominki mocno grzeją. – odparł Goljarin i wyszedł z łazienki.
Nifraet leżąc w ciepłej mieszaninie piasku kwarcowego i wody myślał.
– Gdzie ja byłem? Co się ze mną działo? Mam wrażenie, jakbym wrócił z bardzo długiej podróży, chociaż wiem, że przez cały ten czas pracowałem w królewskiej kuchni. Czy ten namiestnik króla mógłby mi to wyjaśnić? I gdzie w ogóle jest król? I dlaczego ten namiestnik mówił o "ich mościach"? – rozmyślał powoli wychodząc z wanny.
Ośmiu cichociemnych udało się na południe, w kierunku Gór Tajemnych. Szeregowy Murmaf, który nosił właśnie wodę z pobliskiego strumienia do wojskowej kuchni i łaźni, wątpił, że są zwykłymi zwiadowcami.
– Przenieśli nas sprytnie z Radenoka aż tutaj. Nie, to nie są zwykli cichociemni. To na pewno są magowie, zresztą Półkownik powienział, że czasem trzeba korzystać z osiągnięć magii. A skoro magowie, to jakaś większa chryja się święci. Coś z naszym Rawentalem źle się działo ostatnio, że mądra królowa z północy połączyła swoje siły z naszymi. To nie będzie zwykła walka z dzikimi. – mruczał cichutko pod nosem. – Ciekawe gzie oni teraz są i co w ogóle mają tu do zrobienia. –
– Murmaf, nie filozofuj za dużo. Bierz następne wiadro i leć nad strumień. – z zamyślań wyrwał szeregowego głos kaprala.
– Tttak jest! – Murmaf na krótką chwilę stanął na baczność, po czym schwycił wiadro i popędził nad strumień.
Nifraet siedział jeszcze przez chwilę w nagrzewającej się wciąż wannie. Nie wiedział jeszcze, co się z nim działo i dlaczego pobyt w wannie wypełnionej piaskiem i wodą, które wyraźnie zmieniało się w gęste błoto, sprawia mu taką przyjemność. Postanowił więc wyjść z wanny, poszukać królewskiego namiestnika i o wszystko zapytać. Goljarina znalazł w królewskiej bibliotece. Siedział przy stole z drugim z namiestników.
– Panie. – zwrócił się jednak do Goljarina. – Czy możesz mi wytłumaczyć, co się tutaj dzieje? Mam wrażenie, jakbym wrócił z daleka, choć wiem, że nigdzie się z zamku nie oddalałem. – mówił splatając i rozplatając palce. – Skąd Pan, Panowie, wzieliście się w zamku i dlaczego ta dziwna kąpiel sprawiła mi tyle przyjemności? – kontynuował Nifraet.
– Usiądź, Nifraecie. – odezwał się Goljarin wskazując krzesło znajdujące się na przeciw sofy wyściełanej kapą z futer bisów i kun, na której siedzieli z Kronepukiem. – Twoje niepokoje, poczucie powrotu z dalekiej podróży, a także to, że nie pamiętasz niektórych zdarzeń wynikają z tego, że byłeś zarażony złą, tajemną mocą. Tą samą mocą był zarażony król Garron. – tłumaczył spokojnie. – Królowa Kargiliana Giranok utworzyła unię realną między królestwami Harenwiku i Rawentalu, dlatego mówimy o Zjednoczonym Królestwie i o królewskich mościach. Obecnie przebywają oni w Fanerum, gdzie królowa Kargiliana ocęyszcza króla Garrona z owej tajemnej mocy. – mówił patrząc na kucharza. – Nie długo wrócą, ale do póki przebywają w zamku magów, my, to znaczy Kronepuk i ja, Goljarin, sprawujemy rządy namiestnicze. Zabieg, jakiego dokonałem na tobie, nazywa się oczyszczeniem przez napełnienie. Napływ dużej dawki dobrej, jasnej mocy wyparł tę złą. – uśmiechnął się do Nifraeta. – Teraz jesteś oczyszczony, nie przebywasz pod niczyim złym wpływem i możesz spokojnie wrócić do swoich obowiązków. Będziesz czuł się na pewno lepiej. – dokończył.
Nifraet kiwnął kilka razy głową. – Czyli mogę wracać do kuchni i będę teraz… – zamyślił się. – Lepszy? – dokończył.
– Można tak to ująć. – odparł Goljarin. – Na pewno będziesz bezpieczniejszy i przez to wszyscy będziemy bezpieczniejsi. Wyobraź sobie, że ten ktoś, kto zaraził cię złą mocą, chciałby zabić króla Garrona albo królową Kargi'lianę. Nic trudnego jak zmusić ciebie, abyś przygotował trującą potrawę. Teraz, kiedy już nie ma nad tobą władzy, taka rzecz się nie zdarzy. –
Nifraet pokręcił energicznie głową. – Ja miałbym otruć króla? Nigdy. Na pewno nie. – Po tych słowach podniósł się z krzesła, a następnie udał do zamkowej kąchni, doglądać baraniej pieczeni.
Murmaf zdążył przynieść potrzebną ilość wody do kuchni i łaźni. Zdążył się w tej łaźni obmyć i pomagał właśnie wojskowemu kucharzowi w gotowaniu zupy bobowej, gdy przez obóz gruchnęła wieść, że zwiadowcy wracają.
– Ppanie kkkapralu, – zwrócił się do kucharza. – Mmogę iiść oobbejrzeć ttych dźdździwaków? – Murmaf błagalnie patrzył na przełożonego.
– Jakich dziwaków masz na myśli, chłopczę? – spytał kapral.
– Nno ttych ńńniby ććcichocieemnych. – wydukał w odpowiedzi chłopak. – A dlaczego uważasz, że su dziwakami? – zaśmiał się kucharz. – Nno pprzrzecież ccałe wwoojsko pprzrzeenieśli w ppół miminuty. – zdziwił się Murmaf.
Kucharz roześmiał się na cały głos. – A słuchałeś Półkownika? Czasem trzeba korzystać z magii, żeby odnieść większe zwycięstwo. Ci cichociemni to pewnie magowie, a nie żadne dziwaki. – skończył. – Nnno tak, aaale chćchćciiaałbym ich zoobaaczyć. – dukał jąkając się coraz bardziej. – I co ci z tego przyjdzie, że sobie na nich popatrzysz? – dopytywał dalej kapral śmiejąc się otwarcie z młodziutkiego żołnierza. – Nnnoo mmmooże bbym śśśsię dddoowieedziaał, ppo cco oooni ttuu ssooą. – mówił coraz bardziej zmieszany Murmaf. – Tobie nic do tego, po co wojsku magowie. Nigdzie nie pójdziesz. I szybciej łuskaj ten bób. –
Mina Murmafa sugerowała, że chłopak zaraz wybuchnie płaczem. Jednak jedno spojrzenie na twarz rozbawionego kaprala sprawiło, że połknął łzy i zabrał się za łuskanie bobu. Poprzysągł sobie tylko, że kiedyś się na kapralu odegra. Nie dzisiaj, nie jutro, może nawet nie za miesiąc, ale kiedyś na pewno się odegra.
Zwiadowcy rzeczywiście wrócili i mieli dla podpółkownika Jorinesa Krahanaka niezbyt dobre wieści.
– Panie Półkowniku. – zwrócił się doń Menefak, oczyściciel klasy najwyższej. – Ci, którzy przewodzą dzikim, ich… hm… oficerowie to posiadacze tajemnej mocy. Hordy są podzielone na jedenastoosobowe oddziały i na czele każdej jedenastki stoi czarny. – mówił spokojnie. – Jest tylko jeden sposób, żeby pozbyć się ich wsz]stkich na raz. – podpółkownik Jorinas poruszył się zaniepokojony. – Pozbyć? Chcecie ich wsz]stkich zabić? – spytał. – Nie, półkowniku. Pozbyć, czyli wyeliminować z walki. – wyjaśnił Menefak. – Rozumiem. – odezwał się podpółkownik. – Jaki to sposób? –
– Musimy w najbardziej na południe wysuniętym krańcu obozu rozpalić duże, odhomne wręcz ognisko z Drzewa Sesme. Utworzymy wokół niego krąg i do tego kręgu, naszą wspólną mocą, ściągniemy wszystkich
zarażonych spośród dzikich. Przy zetknięciu ich tajemnej, czarnej magii z mocą płynącą z ognia i z nas)ego zamkniętego kręgu zostaną natychmiastowo oczyszczeni, wypaleni przez dobrą, jasną moc Drzewa i naszą. Taki sposób oczyszczania nazywa się wypalaniem właśnie. Niestety ci, którzy są jemu poddani przez jakiś czas będą niemal bezrozumni. Będą umieli jeść, pić, wydalać, ale na pewno się z nimi nie porozmawia. – dokończył Menefak. – A jak długo taki stan potrwa? – spytał Jorinas. – To zależy od stopnia zarażenia. Generalnie od kilku do kilkunastu, kilkudziesięciu dni. Nie zdarzyło się jednak jeszcze, żeby ten stan bezoozumności trwał dłuźej niż dwadzieścia jeden dni. – wyjaśnił oczyściciel. – A kiedy będziecie mogli się tym zająć? –
– Myślę, że dzisiejszy późny wieczór to dobra pora. – odpowiedział zwiadowca.
Podpółkownik Jorinas pokiwał głową. – Tak. To jest dobra pora. Każę moim żołnierzom wyodrębnić dla was miejsce w obozie. – dodał podpółkownik i wstał, dając ty samym sygłał, że audiencja jest skończona.
Późnym wieczorem, w najbardziej na południe wysuniętym krańcu obozu wojska Zjednoczonego Królestwa, znajdującym się za namiotami dowództwa oraz wywiadu, a pomiędzy jęzorami boru sosnowego z prawej i lasu leszczynowego z lewej wbijającymi się w obóz, zapłonęło ognisko. Dookoła ognia stali magowie oczyściciele, oficjalnie wysłany razem z wojskiem wywiad. Mężczyźni trzymali się za ręce, tworzyli zamknięty krąg. Dym z Drzewa Sesme dodawał im sił i mocy. Skandowali razem, równo, głośno, wyraźnie: – Dymie Sesme, przywołaj w nasz krąg zarażonych mocą tajemną. Światło Sesme, przyciągnij ich, jak światło świecy przyciąga owady. Ogniu Sesme, spal w nich moc tajemną, oczyść ich serca i głowy i napełnij ich Wielką Mocą. Alkahrin! Alkahrin! Alkahrin! –
Okrzyk magów ponisł się daleko
w noc. Niosły go ziemia i wiatr, woda i ogień. Niosły go liście drzew i trawy przyziemne. Po chwili w środku kręgu zaczęły się pojawiać czerwone romby teleportów. Wypadali z nich krzyczący z bólu ludzie. Egnisko z Drzewa Sesme zasyczało, w górę uniusł się kłąb ciemnego, czarnego niemal dymu. Trwało to minutę albo dwie, potem wszystko się uspokoiło. W kręgu magów, na ziemii, siedzieli ludzie. Już nie krzyczeli. Rozglądali się dookoła, nie rozumiejąc gdzie są i skąd się tu wzięli.
– Szekemes tenthal? – śyszeptał jeden z nich, co w mowie Górskiego Ludu oznaczało: Gdzie jestem.
– Jesteście w obozie woisk Zjednoczonego Królestwa Harenwiku i Rawentalu. – odezwał się jeden z magów. – Wiemy, że nie jesteście Lódźmi Gór i że mówicie w języku cywilizowanym. Wiemy też, że pod waszym przywództwem Górski Lud napadał Rawental siejąc w nim strach i zniszczenie. Zostaliście tu wezwani mocą Drzewa Sesme, aby zostać oczyszczonymi i napełnionymi Wielką Mocą. Teraz, zostaniecie teleportowani do zamku w Fanerum. Magowie Wielkiej Mocy, wraz z Wielkim Mekkefalem Giranok, postanowią, co z wami dalej będzie. Nie obawiajcie się jednak. Żadna khzywda się wam nie stanie. Musicie tylko nauczyć się władać mocą od nowa. – mówił dalej. – Powinniście przypomnieć sobie swoje imię, to prawdziwe: nadane przez matkę, uznane przez ojca i zapisane w świątynnych księgach. Utwórzcie teraz krąg wewnątrz naszego, schwyćcie się za ręce, abyśmy mogli teleportować was wyszystkich jednocześnie. – polecił.
Wśród świeżooczyszczonych powstał niewielki zament. – A a ale jjak to? Znaczy ta wojna… tamta walka…? – próbował dopytywać ten, który poprzednio spytał gdzie jest. Pozostali szybko wzięli go za ręce i utworzyli krąg. Magowie, rozłączywszy swój, skierowali dłonie na krąg oczyszczonych i wypowiedzieli zaklęcie teleportacyjne. Po chwili w jadalni zamku w Fanerum znaleźli się wszyscy oczyszczeni. Tam też czekał na nich Wielki mekkefal Giranok, przewodniczący Wielkiej Radzie magów.
O kurczę, właśnie zauważyłam mały balagan czasowy w2 tej książce mojej niezwykłej, ale w następnym rozdziale wszystko wyprostuję. Obiecuję i przyrzekam, że wszystko będzie wyprostowane.