Categories
Moja książka - Niepokoje w Fanerum

Rozdział piąty

Kiedy Ganija przyszła do pracowni oczyścicieli, Kapert powiedział jej, co mają zrobić:
– Musimy ściągnąć Psoruga. Jego moc ściągnęliśmy z Kargilianą. No, i ta moc ją… sssss – mistrz Kapert wciągnął powietrze przez zęby. – Ta moc ją przeważyła. Było jej po prostu za dużo i… Gilia nie wytrzymała. poraniło ją wzdłuż rąk, jakby wzdłuż kanałów, ale z sercem wszystko w porządku. Cholerna tajemna moc zdolna powalić najzdolniejszego i najwytrwalszego. – Kapert z trudem powstrzymywał gniew i łzy. – Co prawda, Kargiliana została posklejana przez Mefesa i Joni, ale jej rekonwalescencja potrwa około trzech dni. Pomożesz mi ściągnąć Psoruga? –
Ganija skinęła głową.
– Oczywiście. Nie można zostawić roboty zrobionej do połowy. No, powiedzmy do trzech czwartych. Czy wiesz, że mówiąc o wypadku Kargiliany chyba po raz pierwszy powiedziałeś o niej Gilia? – spytała. – trzeba to chyba zapisać w księgach. – mrugnęła do niego okiem. Kapert wzruszył ramionami. – No, w końcu to jakby bliski ktoś, nie? – powiedział zmieszany.
– Dobra już nieważne. Powiedz mi jednak, czyje narzędzia oczyściliście? Bo wnioskuję, że tak było, skoro uzyskaliście trop do ściągnięcia Psoruga. –

Kiedy Ganija przyszła do pracowni oczyścicieli, Kapert powiedział jej, co mają zrobić:
– Musimy ściągnąć Psoruga. Jego moc ściągnęliśmy z Kargilianą. No, i ta moc ją… sssss – mistrz Kapert wciągnął powietrze przez zęby. – Ta moc ją przeważyła. Było jej po prostu za dużo i… Gilia nie wytrzymała. poraniło ją wzdłuż rąk, jakby wzdłuż kanałów, ale z sercem wszystko w porządku. Cholerna tajemna moc zdolna powalić najzdolniejszego i najwytrwalszego. – Kapert z trudem powstrzymywał gniew i łzy. – Co prawda, Kargiliana została posklejana przez Mefesa i Joni, ale jej rekonwalescencja potrwa około trzech dni. Pomożesz mi ściągnąć Psoruga? –
Ganija skinęła głową.
– Oczywiście. Nie można zostawić roboty zrobionej do połowy. No, powiedzmy do trzech czwartych. Czy wiesz, że mówiąc o wypadku Kargiliany chyba po raz pierwszy powiedziałeś o niej Gilia? – spytała. – trzeba to chyba zapisać w księgach. – mrugnęła do niego okiem. Kapert wzruszył ramionami. – No, w końcu to jakby bliski ktoś, nie? – powiedział zmieszany.
– Dobra już nieważne. Powiedz mi jednak, czyje narzędzia oczyściliście? Bo wnioskuję, że tak było, skoro uzyskaliście trop do ściągnięcia Psoruga. –
– To były narzędzia Garrona Cantabusa. Giliana go kocha i wezmą ślub, ale najpierw musiała go oczyścić i jego narzędzia też, a tak w ogóle to jest grubsza sprawa, o której na pewno ci opowiem potem. – odparł Kapert.
Stanęli, jak trzeba, po obu stronach owej wnęki, w której wisiało zwierciadło Garrona i razem wypowiedzieli zaklęcie ściągania ludzi.
– Kalapermin potenarin. –
Na podłodze pracowni pokazał się delikatny pobłysk czerwieni. Usłyszeli szum w uszach.
– Idzie. Słyszysz? – spytał Kapert.
Ganija skinęła głową. Szum w uszach narastał, a pobłysk czerwieni na podłodze powoli przybrał kształt trójkąta. Gdy szum przemienił się w niemal wycie, w trójkącie pojawiła się postać. Mężczyzna leżał na podłodze. Czerwony trójkąt bladł. Mężczyzna miał zamknięte oczy, jego twarz wyrażała niezmierne zmęczenie, cierpienie i ból.
– Usiądź sobie Ganija, ja z nim porozmawiam. – zaproponował Kapert.
Ganija usiadła, na podsuniętym przez niego krześle, on natomiast podszedł do mężczyzny leżącego na podłodze. Pierwszy jednak odezwał się Psorug.
– Gdzie ja jestem? –
– Jak się czujesz? – spytał Kapert.
– Gdzie ja jestem? –
Mężczyzna usiadł gwałtownie.
– Gdzie jestem i gdzie jest moja Etiloe? Gdzie ona jest? –
słowa płynące z ust Psoruga były chrapliwe, wyraźnie nie miał siły.
– Spokojnie. Nie masz siły, nie trać resztek mocy na niepotrzebne ruchy. Jak się czujesz, boli cię coś? – powtórzył pytanie Kapert.
– Boli. Głowa. Gdzie jest Etiloe?
Tajemnicza Etiloe wciąż zajmowała pierwsze miejsce w bolącej głowie Psoruga.
– Mocno cię boli? – ciągnął wywiad Kapert.
– Tak. Gdzie ona jest? Powiedz mi, gdzie ona jest? Ty wiesz. Prawda? Wiesz.Chcę ją zobaczyć. – Psorug drżał na całym ciele.
– Co pamiętasz? – mistrz oczyścicieli twardo pytał dalej.
– Pamiętam Etiloe. Gdzie… –
Mężczyzna się zakrztusił. Kapert przytknął kartagal do jego czoła, ale Psorug był już czysty.
– Nie mów tyle. Właściwie nie masz już mocy. Co to za etiloe? –
– Kto. To moja ukochana. Etiloe, moja Etiloe. – mężczyzna zamknął oczy.
– Tchnij w niego moc. – odezwała się Ganija.
Miała zmieniony głos. Kiedy Kapert się odwrócił, zobaczył, że jest bardzo blada.
– Co się stało Ganija? – spytał zaniepokojony.
Wstał. Podszedł do kominka i pobrał Wielką Moc do kartagala.
– Nie, nic się nie stało. – Ganija nadal mówiła głosem drżącym ze wzruszenia.
Kapert podszedł do Psoruga i przytknąwszy kartagal do jego czoła, tchnął w niego Wielką Moc.
– Teraz możesz usiąść. – powiedział.
Psorug usiadł. Rozejrzał się dookoła i dostrzegł Ganiję. Wstał i podszedł do niej.
– Moja Etiloe. Moje kochanie. –
Objął ją i przytulił.
– Krenewal. – szepnęła Ganija.
Z jej oka spłynęła łza. Łza szczęścia.
– Jestem w Fanerum, prawda? Dawno niesłyszałem tego imienia. Ściągnęliście mnie. Moja Etiloe. – Psorug, to znaczy Krenewal, był równie szczęśliwy.
Kapert chrząknął.
– Porozmawiaj z nim Ganija. Ja pójdę załatwić mu pokój. Gdzie mieszkasz? – spytał.
– W wieży, na parterze – odparła.
Kapert skinął głową i wyszedł.
– Chodźmy stąd. Nie wiem gdzie, ale chodźmy. – poprosił Krenewal.
– Pójdziemy do ogrodu. – stwierdziła Ganija. – Krenewal! Jak się cieszę, że jesteś. Chodźmy do ogrodu. Pooddychasz świeżym powietrzem. –
Wyszli.
– Co to właściwie jest ogród? – spytał Krenewal.
Ganija uśmiechnęła się.
– Nie pamiętasz ogrodu. Tak naprawdę, to mnie to nie dziwi. Czarni, którzy do nas wracają, zwykle nie pamiętają roślin i świeżego powietrza. – powiedziała. Ogród, to takie miejsce, gdzie rosną drzewa, kwiaty i inne rośliny. –
wytłumaczyła Krenewalowi.
– Pierwszy kontakt ze świeżym powietrzem może być dla ciebie trochę nieprzyjemny. Jestem jednak z tobą, więc się nie bój. – Ganija ujęła jego rękę w swoją i otworzyła drzwi prowadzące do ogród.

Pierwszy łyk świeżego powietrza rzeczywiście zatchnął Krenewala. Drugi trochę mniej i z każdym następnym było lepiej, aż za którymś razem nie czuł już żadnych niedogodności. Szli bukową aleją. Świecił księżyc i gwiazdy, cykały świerszcze. Chwilę milczeli. Każde z nich myślało o swoim szczęściu. Ganija o tym, że udało jej się wydobyć go od czarnych, a Krenewal o tym, że został stamtąd wyrwany. Wprawdzie kiedy przebywał pod ziemią, wśród czarnych, wcale nie chciał wracać do świata Świetlistych. Teraz jednak cieszył się, że wreszcie są razem i wolni. W końcu przerwał milczenie.
– To są drzewa, prawda? Jakie to drzewa? Czekaj, nie mów, chyba pamiętam. To są… – zastanawiał się przez chwilę.
– Nie. Jednak nie pamiętam. –
– To są buki. – odpowiedziała.
– Buki. A co tak świergocze? – spytał znów.
– To cykają świerszcze. – zaśmiała się Ganija.
– Co to są świerszcze? – dociekał Krenewal.
– Świerszcze to takie maleńkie zwierzątka. Mają sześć nóg, główkę, tułów i dwie pary skrzydełek. Pocierają nogami o skrzydła i w ten sposób grają. Jak ty to powiedziałeś? Aha, świergoczą. – mówił
Krenewal uśmiechnął się również.
– Rzeczywiście niewiele pamiętam ze świata. Mam na myśli żywy świat: zwierzęta, rośliny, powietrze i to, co w górze świeci. Co to jest? – zapytał.
– Te mniejsze, to są gwiazdy, a to większe, to księżyc. – Ganija tłumaczyła cierpliwie. – A co pamiętasz? Oczywiście oprócz mnie. – spytała.
– Pamiętam niektóre uczucia, emocje. Pamiętam naszą miłość. To znaczy przypomniałem sobie o niej, kiedy leżałem w tamtej pracowni. Moją przyjaźń z Parkinwalem Pamiętam kształty zamku i wygląd kamieni szlachetnych.. Aha, i czystą wodę Jest tu gdzieś woda? Tam właściwie nie było wody. Jeśli była, to jakaś czarna, głęboka i nieprzystępna. Jest tu woda? –
– Jest oczywiście. – odparła Ganija. – W zamku są łaźnie, wanny i wszystko, co z tym związane. W ogrodzie jest jeziorko, a w miasteczku fontanna. Wybacz, ale dziś będzie ci dostępna tylko wanna. Coś jeszcze pamiętasz? Jakieś konkrety, wiedzę na przykład? – dopytywała.
– Nie pamiętam nic ze specjalizacji. Na pewno zacząłem jakąś robić, prawda? – spytał.
– Tak, zrobiłeś wysoką alhemię. – wyjaśniła.
– Czarnych zaklęć też nie pamiętam. To dobrze chyba, nie? – upewniał się.
– Dobrze, dobrze. Specjalizację zrobisz od nowa, zaklęć tajemnych nie pamiętasz, bo uleciały ci z pamięci wraz z mocą tajemną. – tłumaczyła. – Jak się czujesz? –
– Dobrze, bo jestem z tobą. Etiloe! Jak ja się za tobą stęskniłem. Tam tego nie czułem. Tam nie czułem nic. Zimne korytarze, lochy, czerń, pustka i cisza. Brrrr. Nigdy, nigdy tam nie wrócę. Tu jest zupełnie inaczej. Jest księżyc i są gwiazdy. No i przede wszystkim jesteś ty. Moja Etiloe kochana. Dokąd my idziemy? – spytał.
– Prowadzę cię do altanki. Tam jest bardzo przyjemnie. Można usiąść i porozmawiać. – odpowiedziała Ganija.
– A co to jest altanka? –
– To taki jakby domek, zbudowany z drewnianych krat, po których wije się roślinność, winorośl dokładnie. Spodoba ci się tam. Bardzo lubiłeś to miejsce. –
Trzymali się za ręce. Szli wciąż bukową aleją, pod baldachimem, niemal splatających się nad ich głowami, gałęzi drzew. Gwiazdy i księżyc rzucały między liśćmi zielone cienie. Noc była ciepła, sprzyjająca przechadzkom po ogrodzie i odświeżaniu starej miłości. Skręcili w prawo. Szli teraz ścieżką wysypaną drobnym piaskiem. Po obu stronach ścieżki rosły krzewy bzu. Ścieżka ta doprowadziła ich do altanki. Weszli do środka i usiedli przy drewnianym stole na drewnianej ławce. Siedzieli bardzo blisko siebie. Milczeli. Każde z nich wyczuwało niezwykłość chwili. W końcu odezwała się Ganija.
– Czy ty pamiętasz, że tu właśnie powiedziałeś mi, że mnie kochasz? – szepnęła.
– Nie. Czy mogę to powtórzyć? – spytał Krenewal.
Skinęła głową. Przytulił ją mocno i szepnął wprost do ucha.
– Kocham cię Etiloe! Ptaszku mój najsłodszy. Kocham cię. Nie zapomniałem cię przez te wszystkie mroczne lata. Ile to już? Nie wiem, ale chyba strasznie długo. Kocham cię. –
– Dziesięć. – wtrąciła Ganija.
– Co dziesięć? Dziesięć lat? –
Krenewal odsunął się trochę od Ganiji.
– Etiloe moja! A może ty już mnie nie chcesz? Może ty już masz kogoś innego? Ja się nie obrażę. Powiedz. – powiedział bardzo poważnie.
Ganija zaśmiała się. Jej śmiech przypominał jednym dźwięk srebrnych dzwonków, a drugim świergot małego ptaszka. Dlatego właśnie Krenewal nazywał ją Etiloe, co w Świetlistej Mowie znaczy ptaszek.
– Wiesz dlaczego zostałam oczyścicielką? – spytała. i po chwili sama odpowiedziała. – Żeby ciebie stamtąd ściągnąć. Przyżekłam Wielkiemu Mistrzowi, że ciebie ściągnę i że nigdy się z innym nie zwiążę, jeśli ciebie nie znajdę. Dotrzymałam przyrzeczenia. – powiedziała uśmiechając się. – – Kocham ciebie tak samo jak dziesięć lat temu. Może nawet bardziej. Moja miłość dojrzała. Tęsknota ją uszlachetniła. Naprawdę bardzo, bardzo cieszę się, że jesteś ze mną. Bądź już na zawsze. –
Ganija zaczerwieniła się.
– To znaczy… No… –
– Oczywiście, że będę z tobą na zawsze, jeśli tego chcesz. – zapewnił ją Krenewal. Nauczysz mnie na nowo świata. Bardzo cię proszę. Opowiesz mi co tu się działo przez te dziesięć lat. Nikogo tu nie znam, nie pamiętam. Aha, proszę, powiedz mi czy ja kogoś zaraziłem? Nie wiem, nie pamiętam takich rzeczy. – spytał.
– Niestety tak. Nie martw się jednak. On jest już oczyszczony. – uspokoiła Krenewala Ganija.
– Kto to był? –
– Garron Kantabus, przyszły mąż Kargiliany Giranok, która też jest oczyścicielką. To ona odkryła, że to ty zaraziłeś jej ukochanego i ona zaczęła ciebie ściągać. Ściągnęła z Kapertem, mistrzem oczyścicieli, twoją tajemną moc. – mówiła Ganija.
– To dlaczego nie ściągnęła mnie fizycznie? – spytał Krenewal.
– Nie mogła. W wyniku naporu mocy bardzo ją w środku poraniło. Ma jakieś trzy dni z głowy. – odpowiedziała na pytanie ukochanego.
– To ona jest gorsza od ciebie? – spytał Krenewal.
– Kargiliana? Skądże znowu. To jedna z najlepszych w naszym fachu. Po prostu twojej mocy tajemnej było bardzo dużo, a ona dzisiaj jeszcze operowała Garrona. Wczoraj go oczyściła. – odpowiedziała.
– A ja będę mógł ich zobaczyć? Będę mógł zobaczyć Garrona i Kargilianę? – dopytywał Krenewal.
– Tak, ale będziesz musiał jeszcze trochę zaczekać. –
Krenewal objął Ganiję mocniej.
– Nie jest ci zimno kochanie? –
spytał.
– Nie, ale widzę, że tobie jest bardzo zimno. Wracajmy do zamku. – odpowiedziała.
– Nie. Tu jest tak przyjemnie. Jest świeże powietrze i tyle roślin, i światło. – poprosił Krenewal.
– Jutro przyjdziemy tu znów. Chodź. Musisz odpocząć, musisz się wyspać. – nalegała.
Krenewal wstał i ruszył z Ganiją w drogę powrotną. Wracali aleją jaśminów. Krzewy jaśminowe pięknie pachniały i Krenewal wrócił do zamku troszeczkę odórzony. Ganija domyślała się dlaczego Kapert pytał ją, gdzie mieszka. Wiedziała, że przygotował jemu komnatę obok jej komnaty. Nie pomyliła się.
– Oto jest twoja komnata. Masz tu łożę, łaźnię i kominek z drzewem sesme, które wydziela z siebie Świetlistą Moc podczas spalania. Rozpalę ci, a ty idź do wody, za którą tak tęskniłeś. – powiedziała.
Krenewal wszedł do łazienki. Widok wanny zdziwił go trochę, ale szybko pojął do czego służy kran i prysznic, i co trzeba zrobić, żeby leciała z nich woda. Wyszedł spod prysznica bardzo zadowolony.
– To jest cudowne! – wykrzyknął, wracając do komnaty.
Zbliżył się do kominka, w którym buzował już ogień.
– Ten ogień też jest cudowny. Uspokaja i jakoś daje siły. –
– To dobrze. Połóż się spać i pięknie śnij. Jutro do ciebie przyjdę. – obiecała Ganija.
Pocałowała go w policzek i wyszła.
– Moja Etiloe, kochana Etiloe! Kto mógł przewidzieć, że jeszcze kiedyś ją zobaczę i że to ona właśnie ściągnie mnie z mroków do światła. Kochana Etiloe. –
Myśląc o niej zasnął.

6 replies on “Rozdział piąty”

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

EltenLink