Categories
Tygrys w kuchni

Kawa mrożona

Categories
Tygrys w kuchni

A to pech

Nagrywałam dla was dzisiaj podcast o kawie mrożonej. Niestety, w trakcie nagrania zadzwonił mi alarm na branie leku. Nie przypuszczałam, że automatycznie wyłączy dyktafon. W efekcie mam dwie trzebie nagrania. Jestem zła i zawiedziona. Musicie więc poczekać do czwartku na pełne nagranie.

Categories
Tygrys w kuchni

Pierwszy wpis, którego nie było

Bardzo was przepraszam, że nie wstawiam dziś podcastu o mrożonej kawie. Wszystko sobie przygotowałam, ale niestety ciało odmówiło współpracy z wolą.

Categories
Tygrys w kuchni

Ponawiam pytanie

Co chcecie w pierwszej kolejności: pyszny koktajl mleczny z banana i truskawki, przypominam, że na świężą truskawkę to już ostatni dzwonek, czy cudowną kawę mrożoną?

Categories
Trochę o mnie, trochę plotek

A co byście powiedzieli?

A co byście powiedzieli na podcasty kulinarne na tym blogu? Coś w rodzaju: "Kocia kuchnia" albo "Tygrysie przysmaczki"?

Categories
Trochę o mnie, trochę plotek

Uff jak gorąco

Czy wy też tak macie, że wam się nic nie chce? Najlepiej to zanurzyć się w wannie z chłodną wodą i tam siedzieć przez cały dzień, a nawet całą noc. Spać w wannie, jeść w wannie i pracować w wannie. Szkoda tylko, że laptopy jakoś nie lubią wody. 😀

Categories
Trochę o mnie, trochę plotek

Królowa Małgorzata I

Na placu przed pałacem królowej Małgorzaty I zbierał się tłum. Była niedziela i zbliżała się dwunasta. W każdą niedzielę o dwunastej królowa Małgorzata I wychodziła na balkon znajdujący się na wprost placu i wygłaszała mowę do ludu. Tłum gęstniał. Już niebawem zegar na pałacowej wieży miał wybić dwunastą. Już wskazówka dotknęła dwunastki, już rozległ się pierwszy z dwunastu dzwonów. Potem drugi, trzeci, czwarty, piąty, a każdy następny był coraz głośniejszy. Z uderzeniem ostatniego dzwonu, na balkonie pojawiła się jej wysokość Małgorzata I. Rozradowany tłum powitał królową rzęsistymi oklaskami.
– Witam was Ciule. – rozpoczęła swoją cotygodniową mowę Małgorzata I – królowa Ciulandii.

Categories
Moje sny

Biały Żółw

Musiałam dodać opisy osób i domu, a także powód, dla którego Szikhana miała umrzeć. Wszystko pozostałe się zgadza. We śnie byłam, oczywiście, Szikhaną.

Szikhana była piękną dziewczyną. Miała długie włosy w kolorze ziaren kakaowca, piękne czarne oczy, gładką skórę i śliczne białe, równe ząbki. Nic więc dziwnego, że syn dziedzica sąsiedniej osady, Rhin, zakochał się w niej. Szybko okazało się, że Szikhana odwzajemnia jego miłość i choć rzadko się zdarzało, żeby potomkowie władyków żenili się z wieśniaczymi dziewczętami, to ojciec Rhina zgodził się na ich ślub. Rhin zbudował więc dom dla siebie i swojej ukochanej. Zbudował go z grubych i długich, mocnych dębowych belek. Miał wprowadzić tam Szikhanę po ich ślubie.
W noc przed ślubem Szikhanę obudził hałas. Za jej oknem słychać było krzyki i nawoływania:
– Szikhano, wyjrzyj przez okienko. Piękna Szikhano pokaż swoją buzię. –
Szikhana była ostrożna i nie od razu spełniła prośby zgromadzonych pod jej oknem osób. Najpierw rozsunęła delikatnie zasłony, tak na szerokość połowy swojego najmnieszego palca i przez powstałą szparkę wyjrzała przez okno. To, co zobaczyła, przeraziło ją. Pod jej oknem stały trzy brzydkie gnomy. Gnomy z reguły były brzydkie, miały wypchnięte do przodu twarze, niczym pyski zwierząt. Do tego budowę ciała miały bardzo korpulentną oraz długie, cienkie ręce i krótkie, grube, bez kolan nogi. Te jednak, które stały za oknem Szikhany, były wyjątkowo brzydkie. Do zwyczajnej fizjonomii gnomów dochodziły im długie, rzadkie włosy w kolorze moczu i blizny na twarzach. Szikhana wzdrygnęła się, zasunęła z powrotem zasłony i wróciła do łóżka. Myślała, że zaśnie, że rano będzie wydawać się jej, że to był tylko zły sen. Niestety, gnomy nie mogąc się doczekać aż Szikhana otworzy okno, zdecydowały się je wybić i wtargnęły do pokoju dziewczyny.
– Brać ją! – wykrzyknął ten, który zdawał się przewodzić pozostałym. Gnomy natychmiast złapały Szikhanę i wyniosły przez wybite okno. Szikhana krzyczała o pomoc, ale w domu nikogo nie było, bo jej matka przygotowywała razem z siostrami salę weselną. Gnomy zaniosły Szikhanę do swojego podziemnego świata. Przez cały czas rozmawiały w gnomim języku sądząc, że Szikhana ich nie rozumie. Szikhana znała jednak gnomi język i dowiedziała się, że gnomów wynajęła matka Rhina, której nie podobała się wizja ożenku syna z wieśniaczką. Gnomy mają ją zanieść do Sali Śmierci, w której wysypią się na nią czarne diamenty uśmiercając ją. Wystarczyło tylko przejść przez środek Sali, aby uruchomić pułapkę. Szikhanę wepchnięto do Sali Śmierci i zamknięto drzwi. Za drzwiami gnomy stawiały zakłady, ile czasu zajmie Szikhanie uruchomienie pułapki. Wiedząc, że znajduje się ona po środku Sali, Szikhana trzymała się ścian i chodziła przy nich dookoła Sali. Sala, choć znajdowała się pod ziemią, miała tuż pod sufitem małe okienka. Niestety, były one zbyt wysoko, żeby Szikhana mogła się do nich dostać. W pewnym momencie w jedno z nich uderzył kamień i okno rozbiło się do środka. Przez okno wskoczył Rhin.
– Moja kochana. Musimy uciekać. – wykrzyczał.
– Uważaj, po środku jest pułapka. -odkrzyknęła Szikhana zbliżając się do ukochanego idąc wciąż dookoła Sali.
– Wiem. Moja matka przyznała mi się do spisku z gnomami. –
To mówiąc schwycił dziewczynę, a ta objęła go rękami za szyję i nogami w pasie. Z trudem przepchnęli się przez małe okno i Rhin pobiegł do lasu, do domu, który przygotował dla siebie i Szikhany.
Kiedy Szikhana stanęła na ziemi, zobaczyła jaki piękny dom Rhin dla nich zbudował. Dom był bardzo okazały.Posiadał dużo okien z kwarcowego szkła, które było przecież bardzo drogie. W środku mieściła się jadalnia, cztery sypialnie, kuchnia i duża bawialnia. Przed domem rósł zaś duży dąb.
– Jak tu pięknie! – wykrzyknęła Szikhana. W tym momencie usłyszeli szept:
– Wejdź na drzewo, słodki Rhinie, a zwycięstwo cię nie minie. –
Rhin rozejrzał się dokoła, ale nikogo nie było widać. Ten sam szept zabrzmiał znów.
– Wejdź na drzewo, słodki Rhinie, a zwycięstwo cię nie minie. –
Rhin, nie zastanawiając się dłużej, począł się wspinać na ów wysoki dąb. Znalazł tam opuszczone ptasie gniazdo, a w nim biały nóż i białą dzidę. Zszedłszy z drzewa pokazał oba przedmioty Szikhanie.
– Są one zrobione z białego diamentu. Trzeba złamać nóż, a dzidą zadźgać Białego Żółwia, który włada mocą czarnych diamentów. – powiedział dziewczynie.
– Jak ty mógłbyś złamać diamentowy nóż? – zaniepokoiła się Szikhana.
– ZNajdę na to sposób. Czarne diamenty to groźna broń i trzeba ją unicestwić. –
To mówiąc ułożył obok siebie dwie tak samo grube gałęzie, tak aby została między nimi przerwa. Położył na nich diamentowy nóż i z całej siły stąpnął na niego. Jakież było zdziwienie Szikhany, kiedy nóż się złamał.
– Brawo! Rhinie, jesteś niesamowity. – wykrzyknęła z radością klaszcząc w ręce.
– Teraz druga część zadania. Trzeba odnaleźć i zabić Białego Żółwia. – odparł Rhin, równie zdziwiony, że tak łatwo mu poszło
******** ******** ********
Jakiś czas póżniej.
Na nadmorskiej plaży stała dorodna palma. Dzieciaki z okolicznych wiosek żywiły się kokosami, które z niej spadały. Zanosiły też owe kokosy do domów, gdzie ich matki tłoczyły z nich olej oraz wyciskały mleko. Pewnego dnia na plażę wyszedł z morza Biały Żółw. Palma w tym samym momencie zrzuciła wszystkie kokosy, jakie na niej rosły. Z jej wierzchołka zeszła Szikhana i objęła jej pięń wysoko rękami, a niżej nogami. Wtedy palma wyciągnęła korzenie z piasku i na oczach zdumionej dzieciarni zamieniła się w człowieka. Człowiekiem tym był oczywiście Rhin, a Szikhana znów obejmowała go rękami za szyję, a nogami w pasie. Rhin trzymał w ręce diamentową dzidę. Podkradł się teraz do żółwia i przebił nią jego serce uderzając z góry tak mocno, że dzida wbiła się głęboko w ziemię. Żółw nie żył, a z drewnianego trzonka dzidy poczęły kiełkować zielone liście. Po tygodniu z diamentowej dzidy wyrosła jeszcze większa palma od tej, którą tak nie dawno był Rhin. Rosły na niej nie tylko kokosy, ale również daktyle. Dzieci były zachwycone, że mogą teraz zbierać dwa rodzaje posiłku, a Rhin z Szikhaną wrócili do domu w lesie i żyli długo i szczęśliwie.

Categories
Moje sny

Baśń o huśtawce napisana na podstawie jednego z moich snów.

Może wyda wam się to dziwne, ale to mi się naprawdę śniło. Kilka opisów musiałam dodać, żeby zrobić z tego, co przeżyłam w śnie ładny, całkiem zgrabny tekst, ale wydarzenia są jota w jotę zapisem snu.

Dawno, dawno temu, w małym miasteczku nad rzeką, stał duży biały dom. W tym domu mieszkały dwunastoletnia Anika i jej macocha. Dom był otoczony zwartą gęstwą krzewów kolczastych malin i jerzyn. Ktoś, kto chciał się dostać do tego domu, musiał znać tajemniczą ścieżkę prowadzącą przez kolczasty gąszcz. Macocha nie była bardzo miła dla Aniki, jednak też jej nie krzywdziła. Pilnowała, żeby Anika uczyła się pilnie, żeby miała dobre koleżanki i dobrych kolegów. Gotowała jej codziennie obiad, robiła śniadanie i kolację. Jednak żadnej czułości Anika nie zaznała. Macocha jej nie przytulała, nie głaskała, nie całowała w czoło przed snem. Często zresztą znikała z domu. Czasem nie było jej dwa, trzy lub nawet cztery dni. Anika wyciągała wtedy przygotowanie przez macochę jedzenie z zimnej, głęboko kopanej ziemianki. Podczas jednej z takich nieobecności macochy, Anika zaszła do pokoju macochy. Od jakiegoś już czasu ciekawiła dziewczynkę zawartość drewnianych kufrów, których trzy stały pod ścianą w pokoju macochy.
Anika weszła do pokoju. Nie mogła się zdecydować, do którego kufra zajrzeć najpierw. W końcu otworzyła ten najbliżej drzwi. Kufer otworzył się łatwo, co Anikę bardzo zdiwiło. Nie był zamknięty ani na kłódkę, ani nawet na kluczyk. Anika zajrzała do środka. W środku leżała ogromna ksiega. Gdy Anika postawiła tę księgę na ziemie, to górnym rantem księga sięgała jej do kolan. Szerokość księgi była równie okazała. Anika nie mogła utrzymać księgi w pionie. Położyła więc ją na podłodze, otworzyła i zaczęła czytać.
– Księga o czarowaniu i odczarowywaniu domów. – głosił tytuł. Anika przerzuciła stronę i ujrzała obrazek z jej domem. Na stronie byłksięgi był przedstawiony jej dom, ten w którym mieszkała z macochą. Był tam dom i ogród, i płot z malin i jeżyn. W ogrodzie zaś, w tej jego części gdzie macocha zabraniała Anice chodzić, na starej gruszy wisiała huśtawka.
– Huśtaj się, huśtaj, słodka dziecino. Gdy ujrzysz ptaka, smutki twe miną. " głosił napis umieszczony poniżej obrazu.
– Tam jest huśtawka? Nic o tym nie wiem. Biegnę sprawdzić. – krzyknęła dziwczynka. – Ale dlaczego macocha zabraniałaby mi się huśtać? – pomyślała jeszcze.
Przedostała się na tyły domu tam, gdzie rosły wyniosłe jaśminy.
– Pamiętaj dziecko, – zawsze mówiła macocha. – Pamiętaj dziecko, przenigdy nie wchodź pomiędzy jaśminy. Spotka nas wtedy ogromne nieszczęście. –
W głowie Aniki mieszały się teraz słowa macochy ze słowami wyczytanymi w wielkiej księdze: _ Huśtaj się, huśtaj, … a smutki twe miną. –
Anika wbiegła między jaśminy i pośród nich ujrzała starą gruszę, a na niej zawieszoną huśtawkę.
– Ach! Czyli w księdze była napisana prawda! – wykrzyknęła z radością.
Usiadła na huśtawce i zaczęła się huśtać: w górę i w dół, w górę i w dół. Coraz wyżej, coraz mocniej. Warkocze Aniki wykonywały swój taniec razem z nią. Dziewczynka śmiała się głośno i powtarzała: – A smutki twe miną, a smutki twe miną, a smutki twe miną… –
Wtem z gałęzi starej gruszy rozległ się piękny ptasi śpiew. Był to śpiew, jakiego Anika nigdy wcześniej nie słyszała. Zatrzymała huśtawkę i spojrzała w górę. Na gałęzi, tóż nad nią, siedział mały, szary ptaszek. Aż dziw brał, że taki niepozorny, a tak pięknie i głośno śpiewa. Anika patrzyła osłupiała.
– Gdy ptaka ujrzysz… – zabrzmiało w jej głowie.
– Czego chcesz, ptaszku/ Co mam dla ciebie zrobić? – wyszeptała dziewczynka.
W tej chwili słowik, bo to był właśnie słowik, odezwał się ludzkim głosem. – Kochana Aniko. Ten dom kiedyś należał do mojej matki i do mnie. Zła czarownica, która jest twoją macochą, zmieniła moją matkę w gruszę, a mnie w słowika. Mnie wypędziła z ogrodu, a matkę osłoniła przed światem kręgiem wyniosłych jaśminów. Czar z mojej matki i mnie oraz całego domu zdjąć może ten, kto nie przestraszy się ani jaśminów, ani złej wiedźmy i będzie huśtał się na tej huśtawce przez całą noc. [ powiedział ptak.
– Ale macochy teraz nie ma, a co mogą mi zrobić jaśminy/ Przecież to tylko drzewa. – roześmiała się Anika. – Mogę się tutaj huśtać przez całą noc i cały kolejny dzień. – mówiła.
– To nie będzie konieczne. Zobaczysz rano. – odparł słowik i zanuciwszy jeszcze kilka taktów swojej słodkiej piosenki zniknął.
– Cała noc na huśtawce. – myślała Anika. – Niesamowite szczęście. Tak lubię huśtawki, a na szkolnym placu zabaw jest tylko jedna. Nigdy nie można się huśtać dłużej niż dwie, no może trzy minuty, a teraz cała noc, cała długa noc na huśtawce, z wiatrem na policzkach. Czyż to nie cudownie? – i znów zaczęła się huśtać.
Wzeszły gwiazdy i zaczęły między sobą szeptać: – Ta mała już wie. Odczaruje, odczaruje. –
Ich srebrzysty, radosny śmiech docierał do uszu dziewczynki. – Co to za dzwoneczki, które tak ślicznie dzwonią? – zapytała.
– To my, gwiazdy. Widzisz nas nad swoją głową. Cieszymy się, bo rano grusza będzie znów dobrą królową, a słowik dobrym królewiczem. Dom ten zaś będzie ich pięknym pałacem. Skończy się panowanie złej czarownicy. – mówiły gwiazdy.
Anika huśtała się dalej, chociaż budziły się w niej wątpliwości. – Skoro tu będzie pałac, to gdzie ja zamieszkam? Gdzie będę chodzić do szkoły? Gdzie będę się bawić z innymi dziećmi? –
Potem wzeszedł księżyc. – Mała Anika huśta się na huśtawce. Minie wreszcie czas smutku i niedoli. Wróci do łask dobro i miłość, czułość i radość. – I księżyć się zaśmiał, a śmiech jego brzmiał jak odgłos słodkich rogalików toczących się po drewnianych schodach.
– A to, co to za dźwięk? – spytała Anika.
– To ja, księżyc. Świecę między gwiazdami. Śmieję się, bo jutro rano wszyscy będą znów szczęśliwi. – odparł pan nocnego nieba.
– A ja? Co ze mną będzie?- spytała smutno Anika.
– Huśtaj się dalej, złote dziecko. Czy nie pamiętasz: "Huśtaj się huśtaj, słodka dziecino, gdy ujrzysz ptaka smutki twe miną"? – powiedział księżyc, gdy Anika zwalniała już bieg huśtawki, aby zatrzymać ją w chwili smutku i zwątpienia. – Smutki twe miną, pamiętaj o tym i huśtaj się bez przerwy przez całą noc. – dodał księżyc.
Anika uwierzyła księżycowi i huśtała się przez całą noc. Już nie miała żadnych wątpliwości. Już nie myślała, co będzie z nią i jej szkołą. Przypominała sobie śpie słowika i jego opowieść o matce zaklętej w gruszę i o nim samym zaklętym w słowika i wypędzonym z ogrodu. Pamiętała o radości gwiazd i księżyca. pamiętała słowa władcy nocnego nieba. A gwiazdy świeciły nad jej głową. Gwiazdy wykonywały tej nocy przepiękny taniec. – Patrz na nas, patrz, słodkie dziecko. Nie zasypiaj, nie usypiaj. – śpiewały. Anika patrzyła na prześliczne tańce gwiazd i huśtała się wysoko tak, jakby chciała ich dotknąć. To było oczywiście nie możliwe, ponieważ gwiazdy mieszkają bardzo daleko od ludzi i tylko czasem w bardzo ważnych chwilach ktoś może usłyszeć ich głosy.
W końcu nadszedł ranek. Gwiazdy powoli bladły, księżyc schował się za niebieską chmurką, żeby nie poparzyło go słonce wstępujące na nieboskłon.
– Już możesz przestać się huśtać, złota dziewczynko. – krzyknęło słońce z nieboskłonu. – Już nastał dzień i złe czary prysły. Rozejrzyj się dookoła. – wołał król nieba dziennego.
Anika zatrzymała huśtawkę i w tej chwili poczuła, że huśtawka ześlizguje się z gałęzi starej gruszy. Wylądowała z piskiem na ziemi. Zaraz jednak wstała i rozejrzała się dookoła tak, jak doradzało jej słońce. Zamiast starej gruszy stała piękna, wysoka kobieta i uśmiechała się do Aniki. Obok niej stał młody chłopiec wyciągając do niej ręce.
– Witaj siostrzyczko. – wołał. – Wczoraj wieczorem widziałaś mnie jako słowika. Wszystko, o czym ci opowiedziałem, to prawda. Nie powiedziałem ci tylko, że jesteś moją siostrą, którą zła czarownica przygarnęła jako sierotę, abyś była jej posłuszna i abyś na zawsze zapomniała o mnie i o mamie. – mówił dalej królewicz. – Nie mogłem ci o tym powiedzieć. Wtedy twoje poświęcenie nie miałoby mocy czarodziejskiej. – dokończył.
– To ja… Ja… Ja jestem królewną? – spytała Anika.
– Tak, kochanie. – odparła piękna królowa i przytuliła mocno swoją córkę. Wtedy Anika wszystko sobie przypomniała, jak bawiła się z braciszkiem w pałacowym ogrodzie, jak razem ze służącą Karinką zbierali maliny i jeżyny, z których potem kucharka Polina robiła pyszne konfitury. Przypomniała sobie, że miała własnych nauczycieli i nie chodziła w ogóle do szkoły. Poznała mamę i brata.
– Już wszystko pamiętam! Mamusiu, braciszku, znów jesteśmy razem! – wykrzykiwała podskakując z radości.
– Tak, kochanie i to dzięki tobie. – odparła królowa.
– Możemy z Krijanem i Karinką pozbierać maliny? – spytała Anika przypominając sobie imię brata. – Możecie, ale dopiero po śniadaniu. – powiedziała twardo królowa.
Wszyscy więc śmiejąc się radośnie udali się do pałacu na pyszne śniadanie.
– Zdarzają się złote dzieci na świecie. – szepnęło słońce i wplotło jeden ze swoich promieni we włosy Aniki. Odtąd wszyscy nazywali ją zawsze Aniką Złotowłosą.

Categories
Herbata

Około herbacianki

Dziś napiszę słów kilka o rzeczach, które można kupić w sklepach z herbatą i czasem nazywa się je herbatami, choć herbatami nie są. Mowa o rooibosie, mate i honeybush.

Rooibos to susz z afrykańskiego czerwonokrzewu i stąd nazywany jest czasem czerwoną herbatą. Nie zawiera kofeiny, więc można go wypić nawet wieczorem. Jest bogaty w fluor, fosfór, mangan, magnez, miedź, wapń, żelazo i cynk a także witaminę C. Zawiera również mnóstwo związków kończących się na "ina" lub "yna", wykazuje działanie przeciwstarzeniowe, przeciwnowotworowe. Obniża ciśnienie krwi, korzystnie wpływa na skórę, z liści zalanych woda można robić nawet okłady.

Mate, czy yerba mate to dla odmiany ostrokrzew paragwajski. Odkryty przez Rdzennych Mieszkańców Ameryki Południowej, a do Europy trafił za pośrednictwem białym misjonarzy Jezuitów. Zawiera mnóstwo kofeiny. Posiada, podobnie jak inne prezentowane na tym blogu napary, silne działania antyoksydacyjne. Obniża poziom holesterolu, wpływa bardzo korzystnie na komórki wątroby.

Honeybush
Honeybush jest blisko spokrewniony z rooibosem. Również pochodzi z południowej Afryki, w przeciwieństwie jednak do rooibosa honeybush trzeba gotować, nie parzyć. Oprócz opisanych wyżej właściwości rooibosa posiada również dizałanie przeciwkaszlowe.

EltenLink