Categories
Moja książka - Niepokoje w Fanerum

Rozdział czwarty

Kargiliana weszła do Błękitnej Komnaty. Zostawiwszy Garrona pod opieką Merfesa uznała, że najwyższy czas skontaktować się z Kronepukiem i Goljarinem. Usiadła na błękitnym fotelu, wyciągnęła z kaliebusa tannakan i zaczęła pisać.
– Goljari”nie, odezwij się. – wywołała opiekuna południowej stolicy Zjednoczonego Królestwa.
– Jestem, Najjaśniejsza Pani. – odpisał.
– Czy coś się od wczoraj wydarzyło? – spytała królowa.
– Nie, Wasza WYsokość. Obejrzałem dokładnie zamek królewski. Wystarczy go dobrze wysprzątać, pościągać pajęczyny, pomyć okna i wyszorować pedłogi, a zamek będzie lśnił jak dawniej. – referował Goljarin.

Kargiliana weszła do Błękitnej Komnaty. Zostawiwszy Garrona pod opieką Merfesa uznała, że najwyższy czas skontaktować się z Kronepukiem i Goljarinem. Usiadła na błękitnym fotelu, wyciągnęła z kaliebusa tannakan i zaczęła pisać.
– Goljari"nie, odezwij się. – wywołała opiekuna południowej stolicy Zjednoczonego Królestwa.
– Jestem, Najjaśniejsza Pani. – odpisał.
– Czy coś się od wczoraj wydarzyło? – spytała królowa.
– Nie, Wasza WYsokość. Obejrzałem dokładnie zamek królewski. Wystarczy go dobrze wysprzątać, pościągać pajęczyny, pomyć okna i wyszorować pedłogi, a zamek będzie lśnił jak dawniej. – referował Goljarin.
– To świetnie. – pisała królowa. – Dopilnuj, żeby przez ten czas, kiedy mnie i króla Garrona nie ma, został doprowadzony do stanu świetności. – nakazała.
– Oczywiście, Wasza Wysokość. Jest jeszcze niezbyt dobra wiadomość. Główny kucharz nadworny jest zarażoyy i to bardzo. Oczywiście nosi przy sobie korzeń gandiji. Co mam z nim zrobić, Wasza Wysokość? – spytał.
Królowa zamyśliła się na chwilę.
– Umiesz oczyszczać przez gwałtowne napełnienie Świetlistą Mocą, prawda? – upewniła się.
– Oczywiście, Wasza Wysokość. – odpisał Goljarin.
– Mam nadzieję, że w południowym zamku znajduje się sala mocy? – spytała z niepokojem królowa.
– Tak, Wasza Wysokość. Trzeba ją jednak posprzątać, wyczyścić i wyszorować, żeby była zdatna do użytku. – pisał.
– to w pierwszejkolejności zajmij się właśnie salą mocy, a potem kucharza poddaj oczyszczeniu przez napełnienie. – odpisała. – tym się zajmij przez najbliższe dni. – dokończyła.
– Tak jest, Wasza Wysokość. – odparł Goljarin. – Proszę również o rozkazy w kwestii dzikich plemion napadających na Zjednoczone Królestwo od strony południowej granicy. – Goljarin rozpoczął noyy wątek. – Wojska Rawentalu były słabe, a nawet bardzo słabe. Wojska Zjednoczonego Królestwa są jednak na tyle silne, żeby podołać tej hołocie. – dodał.
– Goljarinie+ Proszę się wyrażać w sposób poprawny politycznie+ – odpisała królowa półgroźnie, półżartobliwie. – Jaki zasób wojsk przejęło Zjednoczone Królestwo po Rawentalu? – spytała.
– ,Raptem dwa półki piechoty i dwa półki konnicy. – odparł Goljarin. – Nie ma nad nimi zwierzchnika. Wydaje mi się, Wasza Wysokość, że najlepiej byłoby połączyć dwa półki piechoty z IV kompanią piechoty, a dwa półki konnicy z III kompanią konnicy. Wtedy będzie równo cztery kompanie piechoty i trzy kompanie konnicy, w każdej po osiem półków. – pisał Goljarin.
– Dobrze. Taki jest więc mój rozkaz: połączyć wspomniane kompanie ze wspomnianymi półkami i posłać na południe czwartą kompanię piechoty. Osiem półków zbrojnej piechoty powinno zmieść hoł… górskie plemiona bez problemu. – napisała królowa.
– Oczywiście, Wasza Wysokość. Jeszcze dzisiaj dam rozkazy wojskom i zajmę się salą mocy, aby jutro zająć się niegrzecznym kucharzem. – potwierdził Goljarin.
– Dobrze. Napiszę do ciebie jutro wieczorem i chcę otrzymać same dobre wiadomości. – napisała.
– Tak jest+ Wasza Wysokość.+ – odpisał Goljarin i połączenie zostało zakończone.
Kargiliana odłożyła tannakan i magiczne pióro na stół. Usiadła wygodnie w fotelu, przechylając głowę do tyłu i opierając ją na szczycie oparcia.
– Hm. Więc i na dworze Garrona znalazł się służący, który był zarażony. Szkoda, że przy oczyszczeniu przez napełnienie nie można określić źródła zarażenia. Ciekawam bardzo, czy to ten sam czarny ich zaraził i czy nie był to przypadkiem tajemniczy "przyjaciel" Garrona. – myślała. Po chwili znów wzięła do rąk tannakan i magiczne pióro i wywołała Kronepuka.
– Jestem, Najjaśniejsza Pani. – odpisał po chwili.
– Jak mają się sprawy w północnej stolicy Zjednoczonego Królestwa? – spytała.
– Nic niepokojącego się nie dzieje, Wasza Wysokość. Przychodzi natomiast dużo ludzi i prosi o posłuchanie. Wszyscy pytają o to samo: jak to jest z tym Zjednoczonym Królestwem i czy zjednoczenie oznacza, że teraz rządzi nimi król Garron Cantabus, a nie umiłowana królowa Kargiliana Giranok? – napisał Kronepuk.
– Naprawdę mówią "umiłowana" królowa? – zdziwiła się Kargiliana.
– Naprawdę, Wasza Wysokość. – odpisał.
– I co im odpowiadasz? – dopytywała królowa.
– Mówię, że taraz rządzi nami para królewska: umiłowana królowa Kargiliana Giranok i jej małżonek król Garron Cantabus. – odpisał Kronepuk.
– Z tym małżonkiem to trochę przesadziłeś, lecz kiedy wrócimy z Garronem to rzeczywiście będziemy małżeństwem. – stwierdziła Kargiliana.
– Właśnie dlatego odpowiadam w ten sposób. Nie chcę tłumaczyć ludziom, że król Garron jest, o przepraszam, Najjaśniejsza Pani, był zarażony i że ślub będzie możliwy dopiero po tym, jak Wasza Wysokość go oczyści, oraz że aby to zrobić Najjaśniejsi Państwo udali się do zamku magów w Fanerum. – napisał Kronepuk.
– Słusznie. – potwierdziła królowa.
– – Mam do ciebie prośbę. Przed spotkaniem z królem "Garronem i przybyciem do Fanerum, korzystałam z sali mocy. W srebrnej wannie został piasek kwarcowy. Przesyp go do skrzyni obok wanny. – napisała.
– Oczywiście, Wasza Wysokość. Zrobię to jeszcze dzisiaj. – odpisał Kronepuk.
– Dobrze. Napiszę do ciebie jutro. – napisała i zakończyła połączenie.
Znów usiadła wygodnie w fotelu. Chwilę odprężała się biorąc głębokie oddechy.
– Trzeba poprosić Kaperta, żeby udostępnił pracownię i oczyścił ze mną narzędzia Garrona. – pomyślała.
Z mistrzem oczyścicieli połączyła się telepatycznie. Dowiedziała się, że Kapert czeka na nią w pracowni oczyścicielskiej. Wstała z fotela, wzięła kaliebus Garrona i wyszła z Błękitnej Komnaty.

Pracownia oczyścicieli była jedną z niewielu, które znajdowały się w zamku w Fanerum. Nie wiele bowiem specjalności potrzebowało swoje pracownie. Generalnie pracownie mieli tylko wielcy mistrzowie. Wyjątkami były proroctwo, zielarstwo, magia przeszłości, magia poszukiwań i oczyścicielstwo. Kargiliana otworzyła kaliebus Garrona. Jego narzędzia nie lśniły, jak narzędzia każdego czarodzieja, były czarne.
– Zobacz Kapert. –
Kapert pochylił się nad narzędziami Garrona.
– Wsssy. Nieźle go ktoś załatwił. – powiedział.
Kargiliana brała do ręki każdy przyrząd i oczyszczała go podobnie, jak poprzedniego dnia oczyszczała czarne lustra. Na koniec wzięła tannakan. Owalny przedmiot, o zwykle lśniącej, białawej powierzchni. Zwykle, bo tannakan Garrona był zupełnie czarne, jakby był zrobione z węgla a nie ze srebra i kory harzębu. Wzięła magiczne pióro tamtym i zaczęła pisać.
– Kim jesteś? –
Ledwo słowa te znikły, pojawiła się odpowiedź.
– Jestem wielki! –
– Kim jesteś? – ponowiła pytanie Kargiliana.
– Jestem wiellki! –
– Kim jesteś? –
Za każdym kolejnym razem w pytanie to wkładała coraz więcej Świetlistej Mocy, aż w końcu odpowiedź „Jestem wielki!” zmieniła się w odpowiedź:
– Psorug. –
Kargiliana odwróciła się do Kaperta.
– To Psorug. Pomóż mi go ściągnąć. – powiedziała.
Ściąganie czarnych magów pozwalało na definitywne oczyszenie ich z mocy tajemnej i włączenie w grono Magów Świetlistych. Każdy odzyskany w ten sposób mag był wielką radością dla całej społeczności Magów.
Kapert zrobił radosną minę.
– No to wreszcie mamy Psoruga. – powiedział. – Od dawna na niego poluję. On kiedyś był nasz. – kontynuował. – No to dawaj. – ponaglił Kargilianę.
Kargiliana i Kapert, każde ze swoim kartagalem w lewym ręku, stanęli po obu stronach zwierciadła tamtym Garrona, które zawiesili uprzednio w specjalnej kamiennej wnęce. Wnęka ta znajdowała się nad stołem.
– Ściągamy go na zwierciadło czy bezpośrednio? – spytał Kapert.
Kargiliana zamyśliła się.
– Właśnie nie wiem. Boję się, że zwierciadło tego nie wytrzyma. Jak ściągniemy te zwały tajemnej mocy na siebie… No nie wiem. Co ty o tym myślisz? – spytała.
– Ja bym spróbował na siebie. Jest nas dwóch. – zaproponował mistrz.
– Dwoje. – poprawiła Kargiliana.
– No mówię przecież, że jest nas dwóch. –
– Dwoje. Ja jestem kobietą, a ty jesteś mężczyzną. Nie ważne zresztą. Jak na siebie to na siebie. Zaczynajmy. –
Oboje oparli się o boczne ścianki wnęki, w której wisiał zwierciadło tamtym Garrona. Podnieśli kartagale do góry i jednocześnie wypowiedzieli zaklęcie.
– Marente. – Przez chwile trwała kompletna cisza. Potem usłyszeli delikatny szum. Szum ten jednak w jednej chwili zamienił się niemal w ryk. Kargiliana ugięła się pod ciężarem tajemnej mocy, która się na nią zwaliła. Rano, operując Garrona, wykorzystała dużo swojej mocy, a później zapomniała się nią napeł"nić.
– O rety. Jak tego dużo. Ty niszcz dookoła wnęki, ja jej środek. – powiedziała.
Wedle polecenia Kargiliany Kapert niszczył tajemną moc Psoruga, która gromadziła się wokół wnęki z tannakanem, a Kargiliana to, co było w jej wnętrzu. Miało to tę dobrą stronę, że Kapert, który wszak był mistrzem, dostał trudniejsze zadanie. Musiał bowiem, pozbierać rozproszoną tajemną moc i dopiero wtedy mógł ją zniszczyć. Środek wnęki zaś był miejscem, z którego tajemna moc nie mogła się rozproszyć. Niestety negatywnym skutkiem decyzji Kargiliany było to, że to na nią uderzyła główna siła tajemnej mocy. Walczyła dzielnie. Od zaklęcia niszczącego, krelenat, jej kartagal zaczął świecić na czerwono. Stawała się jednak coraz słabsza. Z trudem łapała oddech. Czuła, że coś jej się rwie w środku.
– Nie mogę. –
Wyrwało jej się. Chwilę później zemdlała.
Gdy otworzyła oczy, zobaczyła pochylonych nad sobą Merfesa i Joni. Merfes był mistrzem uzdrowicieli, a Joni jego najlepszą uczennicą, miała najwyższą klasę.
– Merfes. Co z Garronem? – wychrypiała.
– Nie mów nic. Z nim jest dużo lepiej niż z tobą. – odpowiedział mistrz uzdrowicieli.
– Co mu zrobiłeś? Bardzo go pokaleczył? – pytała jednak dalej królowa.
Z każdym słowem z ust Kargiliany wypływały strużki krwi.
– Zamilknij. Jak nie przestaniesz mówić oniemię cię. – zagroził Merfes.
Merfes nie żartował. Kargiliana wiedziała, że bez skrupułów odbierze jej mowę. Przyłożył kalefas do jej serca. Kalefas, zwykle lśniącobiały, zaczerwienił się.
– Joni. Tam w środku jest bardzo źle. Sprawdź dokładnie i zasklep rany. Ja zajmę się zewnętrznymi. Joni przyłożyła swój kalefas do czoła Kargiliany. Przejechała nim wzdłuż całego ciała.
– Rety! To straszne. Saritejen. – wypowiedziała zaklęcie.
Powtórzyła zaklęcie kilkakrotnie, za każdym razem przykładając kalefas w inne miejsce.
Merfes wcale nie miał mniej roboty. Kargiliana miała długie rany biegnące od dłoni wzdłuż całych rąk, poza tym na jej szyi dwie rany krzyżowały się tworząc X.
– Merfes. Ona ma tam w środku niezły galimatias. Pęknięta wątroba i trzustka, i śledziona. Poza tym popękane naczynia krwionośne płuc. Na szczęście te mniejsze, aorta płucna cała i główne żyły też. – referowała Joni.
– Mhm. No nie jest dobrze, ale takie rzeczy też można wyleczyć. Damy jej coś na sen, trzy dni i będzie zdrowa. – powiedział do swojej uczennicy. – No, teraz możesz się odezwać. Co cię boli? – zwrócił się do Kargiliany.
– Wszystko. – wychrypiała Kargiliana.
– Co to znaczy wszystko? –
– Jakbym miała pożar w środku. –
Merfes pokiwał głową.
– Joni ma rację. Popękały ci bardzo ważne gruczoły i naczynia krwionośne. TO ciężkie okaleczenia. Skoro jednak ktoś cię okaleczył, my ciebie wyleczymy. – powiedział uśmiechając się. – O Garrona się nie martw. Z nim jest wszystko w porządku. Po węźle magicznym miał kilka bardzo nieznacznych ran w mózgu. Trzeba przyznać, że mu go ładnie wyjęłaś. Jutro, no może pojutrze, będzie całkiem zdrowy. Teraz przeniosę ciebie do twojego pokoju. Nie ruszaj się tylko, bo zepsujesz całą naszą robotę. –
Merfes ujął Kargilianę w pasie i delikatnie podniósł do góry.
– Aaaaa. – krzyknęła Kargiliana.
– Przepraszam cię Gilia. Trzymaj się, błagam. –
Merfes zaniósł ją do jej komnaty, a nie było to blisko. Kapert został z Joni.
– I z kim ja mam ściągnąć Psoruga? Sam oczywiście potrafię, ale zawsze może się coś zdarzyć. Jest taka zasada, że ściąga się we dwóch, bądź we dwoje. – uśmiechnął się sarkastycznie.
– Zawołam Ganiję. Dziś przybyła. Odpoczęła już chyba na tyle, żeby tobie pomóc. Mogę ją zawołać, wiem gdzie mieszka. – powiedziała Joni.
– Ganija przybyła. Jak to dobrze. Tak. Zawołaj ją, bardzo proszę. – odparł Kapert.

12 replies on “Rozdział czwarty”

Fantastycnie gaździno ino by ta kwaśnica ksiunzkowa było tak dalej świtna tedy i jeść smacniej bydzie.

Dziękuję ci za te komentarze. Myślałam, że już nikt nie przeczyta tej książki, a tu taka miła niespodzianka.

Bo ja dopiero niedawno zajrzałam na twojego bloga. Patrzę, że tu coś do czytania, to stwierdziłam, że wejdę. 🙂

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

EltenLink