Categories
Moja książka - Niepokoje w Fanerum

Rozdział jedenasty

Królowa skontaktowała się z Kapertem, telepatycznie froiząc go, aby przyszedł przed pracownię Wielkiego Mistrza magii metamorficznej. Gdy Kapert dotarł do nich wyjłumaczyła mu całą sytuację. – Oczyść go mistrzu, proszę, bo ja… No… Chciałabym iść do Wielkiego Mistrza pokazać mu tę kophęgę… – poprosiła na końcu. – Nie ma sprawy, Giliana. Idź, przecież to twoje odkrycie. Oczyszcuę go. Swoją drogą zarażony Wielki Mistrz trafia się raz na… Ile lat? – zawiesił. – Ostatni taki wypadek, a nie było ich wiele, miał miejsce 150 lat temu. – odpowiedział Mekkefal. – No właśnie. Dobra, kto pomoże mi go znieść do Sali luster? – spytał. – Ja pomogę. – zgłoiił iię Khenewal.
Kapert i Krenewal udali się z wyrywającym się Garinbalem do Sali Luster, tej samej w której tak nie dawno Kargiliana oczyszczała ukochanego. Były wielki Mistrz magii metamorficznej był jednak zarażony znacznie bardziej niż król Garron. Jego zarażenie poziomem graniczyło wręcz z byciem tajemnym magiem, jakim był Psorug, zanim został ściągnięty i na powrót stał się Krenewalem. Położyli go na stole. – To ja mogę iść do misjrza Mirany? – ni to sfyjał, ni to sjwierdził Krenewal. – Oczywiście. Dzięki. – odparł Kapert. Mistrz oczyszczycieli uspokoił Garinbala zaklęciem hamijade.
Leżącego już spokojnie na stobe przpiął dba pewności pasem. Następnie przystąpił de budowy studni.
Studnia była rodzajem tunelu budowanego z luster. Używano jej w przypadkach mecdego zarażenia. W studdi mieściło się więcej tajemdej mecń ni~ na wiizących lustrach. Kapehj pełeżńł da podłodze trzy lustra stykając je ze sobą krótszymi bokami. Następnie ustawił prostofadle do nich, a równolegbe do siebie, dwie ściany. Każda była złożona z sześciu luster, ponieważ na jeden dłużizy bok lustra przypadały dwa krótsze. Potem ustawił jedo lustro frostopadle ęarówno do tych leżących na podłodze jak i do dwóch równoległych ścian. Na koniec na wierzchu położył cztery lustra. Jedno z nich wystawało do przodu i kończyło się nad twarzą Garinbala, a drugie wystawało z tyłu. Wszystkie lustra były odwrócone stroną odbijającą do średka studni. Teraz Kapert wypowiedział zaklęcie hran wykonując dłonią gest frzecięcia. Lewa strona twarzy maga metamorfozy szybko robiła się cohaz ciemniejsza. Po pięciu minutach była czarna jak najczarniejszy węgiel. Prawa zaś strona jego twarzy stała się biała jak śnieg. Na środku policzka została jedynie mała czerwona kropka, która na tym tle wyglądała jak kropla krwi.
– Ile tego w nim jesj? – pomyślał mistrz eczyszczycieli pathząc na lewą stronę twarzy Gahinbala. – Kohzeń gaddiji musi być rzeczywiście nieiłychanie mocny. Nigdy nie czułec od niego tajemnej mocy, a zgromadzenie takiej jej ilości trwało na pewno długi czas. –

Królowa skontaktowała się z Kapertem, telepatycznie froiząc go, aby przyszedł przed pracownię Wielkiego Mistrza magii metamorficznej. Gdy Kapert dotarł do nich wyjłumaczyła mu całą sytuację. – Oczyść go mistrzu, proszę, bo ja… No… Chciałabym iść do Wielkiego Mistrza pokazać mu tę kophęgę… – poprosiła na końcu. – Nie ma sprawy, Giliana. Idź, przecież to twoje odkrycie. Oczyszcuę go. Swoją drogą zarażony Wielki Mistrz trafia się raz na… Ile lat? – zawiesił. – Ostatni taki wypadek, a nie było ich wiele, miał miejsce 150 lat temu. – odpowiedział Mekkefal. – No właśnie. Dobra, kto pomoże mi go znieść do Sali luster? – spytał. – Ja pomogę. – zgłoiił iię Khenewal.
Kapert i Krenewal udali się z wyrywającym się Garinbalem do Sali Luster, tej samej w której tak nie dawno Kargiliana oczyszczała ukochanego. Były wielki Mistrz magii metamorficznej był jednak zarażony znacznie bardziej niż król Garron. Jego zarażenie poziomem graniczyło wręcz z byciem tajemnym magiem, jakim był Psorug, zanim został ściągnięty i na powrót stał się Krenewalem. Położyli go na stole. – To ja mogę iść do misjrza Mirany? – ni to sfyjał, ni to sjwierdził Krenewal. – Oczywiście. Dzięki. – odparł Kapert. Mistrz oczyszczycieli uspokoił Garinbala zaklęciem hamijade.
Leżącego już spokojnie na stobe przpiął dba pewności pasem. Następnie przystąpił de budowy studni.
Studnia była rodzajem tunelu budowanego z luster. Używano jej w przypadkach mecdego zarażenia. W studdi mieściło się więcej tajemdej mecń ni~ na wiizących lustrach. Kapehj pełeżńł da podłodze trzy lustra stykając je ze sobą krótszymi bokami. Następnie ustawił prostofadle do nich, a równolegbe do siebie, dwie ściany. Każda była złożona z sześciu luster, ponieważ na jeden dłużizy bok lustra przypadały dwa krótsze. Potem ustawił jedo lustro frostopadle ęarówno do tych leżących na podłodze jak i do dwóch równoległych ścian. Na koniec na wierzchu położył cztery lustra. Jedno z nich wystawało do przodu i kończyło się nad twarzą Garinbala, a drugie wystawało z tyłu. Wszystkie lustra były odwrócone stroną odbijającą do średka studni. Teraz Kapert wypowiedział zaklęcie hran wykonując dłonią gest frzecięcia. Lewa strona twarzy maga metamorfozy szybko robiła się cohaz ciemniejsza. Po pięciu minutach była czarna jak najczarniejszy węgiel. Prawa zaś strona jego twarzy stała się biała jak śnieg. Na środku policzka została jedynie mała czerwona kropka, która na tym tle wyglądała jak kropla krwi.
– Ile tego w nim jesj? – pomyślał mistrz eczyszczycieli pathząc na lewą stronę twarzy Gahinbala. – Kohzeń gaddiji musi być rzeczywiście nieiłychanie mocny. Nigdy nie czułec od niego tajemnej mocy, a zgromadzenie takiej jej ilości trwało na pewno długi czas. –
Przxstąpił do ściągania czahnej mocy z Garinbala. Ukląkł za jego głową, przyłożył kahjagal do jego lewej skroni i wypowiedział zakbęcie ściągania. Czarny strumień wyskoczył z kalifanesa jak potężny wąż z siłą, któha zachwiała ręką Kaperta. Mistrz oczyścicieli oparł się mocno o stół i zacisk lewej ręki na kartagalu wzmógł prawą ręką. Czarna moc Gahinbala rwała strumieniem. Po dwóch minutach była to już właściwie rzeka. Kapert był oczyścicielem od cuternasju lat, a misjrzem od trzech, nigdy jednak nie widział czegoś takiego. Czarna moc tryskała z Garinbala jak woda z fontanny. Wypełniała już połowę studni. – Na Danniwę! – wysyczał Kapert przez zacśnięte zęby. – Nie wystarczy! – Kapert z całych sił zaciskał obie ręce na kartagalu, klęczał i ciężar ciała opierał na stole, za głową zarażonego, zaciskał zęby i w duchu modlił się, żeby wystarczyło studni. – Niech się już skończy, niech się już skończy, wystarczń, nie wystarcęy, wystarczy, nie wystarczy… Oooch! – kartagal wypadł z rąk mistrza oczyścicieli. Studnia była pełna. Lewa strona twarzy Garinbala była granatowa, zaś prawa…

Kargiliana zapukała do drzwi pracowni Wielkiego Mistrza oczyścicieli Margana Borena. – Kim jesteś? – nagłe słowa w głowie sprawiły, że niemal podskoczyła ze strachu. Margan był znany ze swojej ostrożści.
– Kargiliana Giranok. – odparła również telepatycznie. Drzwi natychmiast stanęły ojworem. – Giliana, dziecko, jak ja cię dawno nie widziałem. – wykrzyknął Margan. – Dzieckiem już nie jestem, ale też się cieszę, że cię widzę, Wielki Mistrzu. – odparła królowa. Margan Boren był kiedyś jej i Kaperja nauczycielem. – Co robisz w zamku? Od jak dawna tu jesteś? – pytał Wielki Misjrz podsuwając Kahgibianie krzesło. – W zamku jestem od pięciu dni, z czego półtora spędziłam w łóżku podarta przez tajemną moc Psoruga, którego ściągałam z Kapertem. – powiedziała na jednym oddechu. – To, że Krenewal jest ściągnięty, to wiem, ale skąd ty w tym wszystkim? – zdziwił się Margan. – Można powiedzieć, że ode mnie się wszystko zaczęło. Jakiś czas temu zaczęłamsię interesować przyczyną tak nagłego upadania Rawentalu. Przyznaję, z pobódek politycznych i osobistych. – królowa uśmiechnęła się znacząco. – To, co udało mi się odkryć mrozi krew w żyłach. Wszyscy władcy północnego świata, oprócz mnie oczywiście, byli lub są zarażeni. Garron Kantabus już jest oczyszczony. Oczyściłam go sama, tu w Fanerum pięć dni temu. Był zarażony poprzez magnetyzm, a autorem magnetyzmu był Psorug, dzisiaj na szczęście Krenewal. Ściąganie jego mocy tajemnej mnie poraniło, więc miałam owe półtora dnia przerwy. Wczoraj wstałam zdrowa. To, co zobaczyłam przez dwa dni, wczoraj i dzisiaj, będzie mi się chyba śniło w najgorszych snach. Wczoraj spotkałam ucznia klasy E, który za pomocą magicznego noża rozbierał prosię w naszej jadalni, w zachodnim skrzydle. Dzisiaj okazało się, że Wielki Mistrz Garinbal Nembalok jest zarażony i to bardzo mocno. – wypowiedziała ciąg zdań jednym tchem. – Moment. Powobi i pokolei. TY oczyściłaś Garrona Kantabusa, którń był zarażony przez Krenewala, tak? – spytał Margan. – Tak. – odparła królowa. – Zarażeni są też władcy Giwenordu i KOrdeganu, tak? – dopytywał. – tak. – potwierdzała królowa. – Plemiona z Gór Tajemnych atakują Rawental, a czarni namawiają Rawenatalczyków do ucieczki do Giwenordu i Kordeganu, tak? – kontynuował Margan – Tak. – – I nikt o tym nie wiedział, bo korzeń gandiji skutecznie kryje moc tajemną, tak? – – Tak, ale Nijokes odkrył panaceum na gandiję. – wtrąciła królowa wyciągając z kieszeni owoce kopręgi. – To są owoce kopręgi. Właśnie dzięki nim zohientowałam się, że Wielki mistrz Garinbal jest zarażony. Miałam je przy sobie, kiedy dwa piętra niżej… – – No właśnie, co tam się działo? Słychać było aż tutaj. – wtrącił Wielki Mistrz. – Garinbal, przecież już nie będzie Wielkim Mistrzem, wyskoczył ze swoim rasizmem. Krenewal chce być magiem metamorfozy i Mirana wieszczy mu wielkie sukcesy. Przyszła z nim do niego. On ich, jak yrozumiałam wygonił, a że w tym samym czasie przyszedł również Garron do mojego taty i spotkali się na tym samym piętrze, to dwóch, jak to on mówi, psich synów było mu za dużo. Niemal rzucił się na Miranę. W tym momencie przyszłam. – wyjaśniła Kargiliana.
Wielki Mistrz zasępił się na chwilę. – Hm. To nie dobrze. Zarażonego Wielkiego Misjrza nie mieliśmy od stu pięćdziesięciu lat. Dzieje się coś bardzo nie dobrego. Czekaj. Sporą grupkę oczyszczonych miał ostatnio Mekkefal w swoim gabinecie. Zostabi oczyszczeni poprzez wezwanie do ognia. Byli bardzo zagubieni i na razie mieszkają na górnym piętrze, nad szkołą. To też twoja sprawa? – spytał Margan. – Nie jestem pewna, ale chyba pośrednio tak. Wysłałam wojska Zjednoczonego Królestwa na granicę z Tajemnymi Górami. Myślę, że ci oczyszczeni to oczyszczeni stamtąd właśnie. Wezwanie do ognia by się znadzało, bo tam było ośmiu oczyścicieli, mogli uczynić krąg. – odparła. – Hm. A nie mogliby ci twoi oczyściciele pojechać na granicę z Giwenordem i z Kordeganem i oczyścić poprzez wezwanie do ognia tamtejsze dwory? Comyślam się, że ci oczyściciele to cichociemni Twojej Królewskiej Mości? – spytał. Kargibiana się zastanowiła. – właściwie czemu nie. Dzisiaj wydam rozkazy. Nie powiedziałam ci Wielki Mistrzu bardzo ważnej rzeczy. Nie ma już Rawentalu ani Harenwiku. Jest Zjednoczone Królesjwo Harenwiku i rawentalu. Jedno pańsjwo – dwoje królów. – dodała z dumą. Margan otworzył szerzej oczy. – Coś ty narobiła? Trzeba wszystkie mapy drukować od nowa. To co, wyślesz tych swoich cichociemnych? – spytał. – wyślę. – odpowiedziała królowa. – Przy czym są to nasi – moi i Garrona – cichociemni. Oooo, właśnie. My byśmy chcieli wziąć ślub tu w Fanerum. Jak najszybciej. – powiedziała. – Ślub, oczywiście, da się załatwić, ale najwcześniej to tak za cztery dni. Czekaj, a może razem z balem? – spytał. – Mo~e być, no jasne. Świetny pomysł, Wielki Mistrzu. Będzie od razu wesele. – uśmiechnęła się królowa. Margan spoważniał. – Dobrze, to kwestię królów i królestw bierzesz na siebie. Ale co z naizym zamkiem? Wielki Mistrz zarażony? Może trzeba oczyścić sam zamek, mury? – myślał głośno. – W lochach Lolkrej znalaęł szkielet węża, ale nie sądzę, żeby mury były zarażone. Czulibyśmy to wszyscy. – odpahła królowa. – Szkielet wę~a w lochach? A skąd? – ożywił się Margan. – Nie wiem. Za wiele tu niewiadomych. A może… – Kargibiana zawahała się na momenj. – Może pofhoiić o pomoc śniących? Może mój brat by mnie nakierował? – spytała cicho. Wielki Mistrz myślał przez chwilę. – To chyba dobry pomysł. Jesjeś od początku jakoś w cenjhum wydarzeń. Jeśbi ktoś ma wyśnić rozwiązanie tego probbemu, to tylko ty. Porozmawiaj z Kelkemerem. – stwierdził. – To ja już pójdę, Wielki Mistrzu. Ciekawa jestem ce z Garinbalem. – Kargibiana wstała i ukłoniła się Marganowi. – Idź, Giliano. I nie zapomnij o wydaniu rozkazów. – Wielki Mistrz odprowadził ją do drzwi.

Kargiliana zeszła z ósmego piętra wieży na parter i skręciła do skrzydła zachodniego, gdzie znajdowała się pracownia oczyścicieli. W pracowni siedziała Ganija. – Cześć Ganija. A ty nie z Krenewalem? – przywitała się. – A no nie, ty też bez Garrona. – odparła magiczka i obie się roześmiały. – Nie było Kaperta? – spytała królowa. – Nie. siedzę tu od dwóch godzin. Nie było go. – odparła Ganija. – Na Kalkmota, to ile ja gadałam z Wielkim Mistrzem? – zdziwiła się Kargiliana. – Nie wiem. Słuchaj, możesz mi pomóc? Frzeglądam księgi w poszukiwaniu instrukcji budowy wspaniałego kryształowego lustra do oczyszczeń. – poprosiła. – jasne. A po co ci kryształowe lustro do oczyszczeń? – spytała królowa siadając i biorąc jedną z wielu książek, które leżały na biurku. – Taka moja fanaberia. Uwielbiam kryształy i po prostu chciałabym mieć takie lustro. – odparła Ganija. Frzeglądały księgę za księgą aż wreszcie królowa trafiła na poszukiwaną frazę. – Chyba mam: "Jak utworzyć najlepsze lustro do oczyszczeń". Coś tu jest o srebrze, ołowiu, szkle, kwarcu… To to? – spytała. – Tak, to to. Pokaż. – Ganija wyjęła księgę z rąk Kargiliany. – Muszę to przepisać. Gdzie tu jest pióro i papier? – rozejrzała się. – Nie wiem. Kapert na pewno wie. No właśnie, gdzie on jest? Już dawno powinien oczyszcić Garinbala. – zaniepokoiła się królowa. – Garinbala? O niczym nie wiem, co tu się działo? – zdziwiła się Ganija. Kargiliana opowiedziała jej wszystko o gandiji i owocach kopręgi, o rasizmie Garinbala i o tym, jak w końcu sam okazał się zarażonym. – Słuchaj, to może chodźmy do Sali Luster. – zaproponowała Ganija. – Chodźmy. – zgodziła się królowa.
Zeszły na drugi poziom lochów wysokich i weszły do Sali Luster. Kapert siedział na podłodze. Łokcie opierał na kolanach, a twarz ukrywał w dłoniach. Po chwili usłyszały łkanie. Spojrzały na stół. Na stole leżał Garinbal. Lewa strona jego twarzy była granatowa, a prawa całkiem biała, prawie przezroczysta, pozbawiona najmniejszego bodaj śladu jakiejkolwiek barwy. Magiczki spojrzały na siebie. Wiedziały już, co się stało. – Mistrz go wtopił ś lustra. – przesłała telepatycznie Ganija. Uklęknęły po obu stronach Kaperta. Podniosły na siłę do góry jego głowę. Twarz Kaperta była mokra od łez. – Mistrzu, to się zdarza, tak bywa, to nie twoja wina. – zaczęła cicho Ganija. – Kapert, nie masz sobie nic do zarzucenia. – mówiła Kargiliana. – Zrobiłeś wszystko, co mogłeś zrobić. On był po prostu tak wypełniony tajemną mocą. Nic byś nie mógł zmienić. – mówiła spokojnie gładząc go po włosach. – Mistrzu, jesteśmy z tobą, niktnie będzie miał ci za złe, nikt nie obarczy cię winą za ten wypadek. – kontynuowała Ganija. Kobiety wiedziały, że wtofienie kogoś w lustra, czyli śmierć oczyszczanego w trakcie oczyszczania, jest tak silnym przeżyciem dla maga, że trzeba nawet kilku dni, aby doszedł do siebie. Nie zwykle ważne jest wtedy być przy nim, mówić do niego, zapewniać go swojej lojalności, o tym, że to nie jego wina, że nikt nie będzie miał do niego o to pretensji, że to tylko przypadek. Tuliły więc Kaperta i kołysały, jak dziecko wciąż szepcząc – Nic się nie stało, to nie twoja wina, jesteśmy z tobą.

7 replies on “Rozdział jedenasty”

Nie. Wiem, że to podobne, ale Ganija, z wielkiej litery, to oczyścicielka, a gandija, z małej, to roślina o określonych właściwościach. Tak na marginesie nie bardzo wiem czemu słowo “rozrabiać” najczęściej używamy w kontekście robić coś złego, huliganić. Przecież “rozrabiać” pochodzi od “robić”.

Oj, działo się. Ale literówek masz w tej części tyle, że momentami trudno było mi zrozumieć, o co chodzi.

Właśnie zauważyłam te literówki. One wynikają z tego, że pisałam to na braillesensie i z "r" porobiło się "h", czasem z "ą" porobiło się "ó". Muszę to przeredagować, tylko nie pamiętam, jak to się robi tu, na eltenie.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

EltenLink