Categories
Moja książka - Niepokoje w Fanerum

Rozdział pierwszy

Król Garron Cantabus siedział w sali tronowej w swoim zamku. Nie siedział jednak na tronie i nie przyjmował wysłanników poszczególnych cechów, gildii ani posłów innych państw. Król Garron siedział przy stole stojącym na środku owej komnaty. Komnata była duża, kwadratowa i bardzo wysoka. Podłoga była wyłożona kaflami z alabastru, które przysparzał służbie wiele zmartwień z racji białego koloru, na którym było widać najmniejsze nawet zabrudzenie. Ściany sali tronowej były zaś pokryte ornamentem składającym się z fioletowych i czerwonych kwadratów różnej wielkości. Sala tronowa była jedną z nie wielu komnat używanym w zamku królewskim `Rawentalu. Oprócz niej używane były pokoje służby, kuchnia i sypialnia królewska. Król Garron bowiem był słaby i chory. Nie interesował go ani zamek, ani kraj, którym rządził. Właściwie nie interesowało go nic. Był blady i słaby. Błąkał się całymi dniami po opustoszałych korytarzach swojego zamku oraz po jego piwnicach. Nie jednokrotnie też zdarzało mu się zasnąć w środku dnia, gdzieś na którymś z korytarzy, a gdy budził się, okazywało się, że minęło kilka albo nawet kilkanaście dni i że znajduje się w innym korytarzu. Służba mówiła, że nie było go w zamku przez ten czas. Ale jak to możliwe, skoro spał w korytarzu?
Garron siedział więc teraz przy stole i czytał listy od władców Giwenordu i Kordeganu. W listach tych obaj władcy stwierdzali, że nie będą już więcej angażowali swoich sił, swojego czasu i swoich pieniędzy na ratowanie Rawentalu.
– Wolą poczekać, aż całkiem się wykończę, a wtedy zagarną mój kraj i podzielą między siebie. – mruknął król pod nosem. – W takim razie jedyną nadzieją dla Rawentalu jest Kargiliana. – kontynuował. – Tylko Gilia może coś poradzić. Ale w zasadzie po co? Niech zabiorą ziemię. Niech się zajmą ludźmi, a mnie niech dadzą spokój. Będę mógł zasnąć i już sie nie budzić. –
Przerwał nagle swoją mruczankę, bo poczuł zapach perfum. To były dobrze jemu znane perfumy. Kiedyś kojarzyły się z ciepłem, dobrem, miłością, ale w ostatnim okresie król Garron przestawał umieć czuć coś takiego jak miłość. Poczuł zapach królowej Kargiliany, ale nie zdążył sie odwrócić, gdy ręce jej spoczęły na jego głowie. – Hasme terin. Betarde ikum. Lisarde hamikidromi. – usłyszał wyszeptane zaklęcia i nagły ból szarpnął jego ciałem. Ból wwiercał się w niego. Przenikał od głowy, przez serce, żołądek, aż do jelit. Rozprzestrzeniał się na ręce i nogi.
– Haaajjjzwwwiiiii! – zawył król. – Puurżść mnie. – wrzasną na końcu pod adresem Kargiliany.

Król Garron Cantabus siedział w sali tronowej w swoim zamku. Nie siedział jednak na tronie i nie przyjmował wysłanników poszczególnych cechów, gildii ani posłów innych państw. Król Garron siedział przy stole stojącym na środku owej komnaty. Komnata była duża, kwadratowa i bardzo wysoka. Podłoga była wyłożona kaflami z alabastru, które przysparzał służbie wiele zmartwień z racji białego koloru, na którym było widać najmniejsze nawet zabrudzenie. Ściany sali tronowej były zaś pokryte ornamentem składającym się z fioletowych i czerwonych kwadratów różnej wielkości. Sala tronowa była jedną z nie wielu komnat używanym w zamku królewskim `Rawentalu. Oprócz niej używane były pokoje służby, kuchnia i sypialnia królewska. Król Garron bowiem był słaby i chory. Nie interesował go ani zamek, ani kraj, którym rządził. Właściwie nie interesowało go nic. Był blady i słaby. Błąkał się całymi dniami po opustoszałych korytarzach swojego zamku oraz po jego piwnicach. Nie jednokrotnie też zdarzało mu się zasnąć w środku dnia, gdzieś na którymś z korytarzy, a gdy budził się, okazywało się, że minęło kilka albo nawet kilkanaście dni i że znajduje się w innym korytarzu. Służba mówiła, że nie było go w zamku przez ten czas. Ale jak to możliwe, skoro spał w korytarzu?
Garron siedział więc teraz przy stole i czytał listy od władców Giwenordu i Kordeganu. W listach tych obaj władcy stwierdzali, że nie będą już więcej angażowali swoich sił, swojego czasu i swoich pieniędzy na ratowanie Rawentalu.
– Wolą poczekać, aż całkiem się wykończę, a wtedy zagarną mój kraj i podzielą między siebie. – mruknął król pod nosem. – W takim razie jedyną nadzieją dla Rawentalu jest Kargiliana. – kontynuował. – Tylko Gilia może coś poradzić. Ale w zasadzie po co? Niech zabiorą ziemię. Niech się zajmą ludźmi, a mnie niech dadzą spokój. Będę mógł zasnąć i już sie nie budzić. –
Przerwał nagle swoją mruczankę, bo poczuł zapach perfum. To były dobrze jemu znane perfumy. Kiedyś kojarzyły się z ciepłem, dobrem, miłością, ale w ostatnim okresie król Garron przestawał umieć czuć coś takiego jak miłość. Poczuł zapach królowej Kargiliany, ale nie zdążył sie odwrócić, gdy ręce jej spoczęły na jego głowie. – Hasme terin. Betarde ikum. Lisarde hamikidromi. – usłyszał wyszeptane zaklęcia i nagły ból szarpnął jego ciałem. Ból wwiercał się w niego. Przenikał od głowy, przez serce, żołądek, aż do jelit. Rozprzestrzeniał się na ręce i nogi.
– Haaajjjzwwwiiiii! – zawył król. – Puurżść mnie. – wrzasną na końcu pod adresem Kargiliany.
Ta puściła jego głowę szybko krzyżując przed sobą ręce w nadgarstkach wypowiadając zaklęcie ochronne – Kernatahak. – i odsunęła się od króla siadając na przeciwko niego, po drugiej stronie stołu.
Garron jeszcze przez chwilę wył i krzyczał. Potem jakby zwiodczał. Oparł głowę na rękach, a łokcie położył na stole.
– Co to było? Powiedz, co to było? [ wyszeptał.
Kargiliana spojrała na niego poważnie i za razem bardzo czule.
– Jesteś zarażony mocą tajemną, kochanie. – powiedziała. – Powiedz mi, gdzie masz korzeń gandiji albo to, co z niego zostało zrobione? Co to jest: guziki, podeszwy butów? – pytała go.
Garron westchnął. Widać było, że nie ma siły.
– Mam to w kieszeni. Mała figurka przedstawiająca ciebie. Podarował mi ją przyjaciel. Mówił, że odpycha moc tajemną. Weź ją sobie, jeśli chcesz. – powiedział.
Kargiliana z trudem ukryła uśmiech. – Przyjaciel. – pomyślała. – Ciekawe, z której strony mocy. –
Wstała, podeszła do króla i wyciągnęła z jego kieszeni małą, bardzo ładną figurkę z korzenia gandiji. W chwili, kiedy to zrobiła, kiedy korzeń przestał oddzialywać na Garrona, mogła już bez specjalnych silnych zaklęć wyczuć tajemną moc, którą był zarażony.
– Garron, kochanie. Będę cię musiała oczyścić. Żeby to zrobić musimy udać się do Fanerum. – powiedziała kładąc mu rękę na ramieniu.
– Ale ja nie mogę. Ja… –
Nagle twarz króla się wykrzywiła w strasznym grymasie. – Jźa jźessstemmm immm potrzszszebny. – wycharczał.
– Hammejasun. – Kargiliana zapanowała nad Garronem zaklęciem uspokajającym.
– Wiem, że jesteś im potrzebny. Dlatego im prędzej zostaniesz oczyszczony, tym lepiej dla ciebie, dla mnie i dla wszystkich świetlistych. – powiedziała twardo.
– Musimy jak najszybciej doprowadzić do unii pomiędzy naszymi państwami. Wszystko przemyślałam, kiedy dowiedziałam się o zamiarach władców Giwenordu i KOrdaganu i o tym, w jakiej są tragicznej sytuacji. – mówiła wciąż Kargiliana.
– Tragicznej? – zdziwił się Garron. – Kiedy się dowiedziałaś? –
Kargiliana uśmiechnęła się.
– Królowie Farrusan i Grendal są równie zarażeni, co ty. Może nawet trochę bardziej. Na ich dworach służącymi są czarni. Czarni też namawiają twoich poddanych, żeby uciekali z Rawentalu do Giwenordu i Kordaganu. – tłumaczyła. – Jedynym ratunkiem dla Rawentalu, uwzględniającym w dodatku nasze osobiste interesy, jest unia. Małżeństwo zawrzemy dopiero po oczyszczeniu ciebie i odzyskaniu przez ciebie sił. Unię jednak musimy stworzyć przed twoim i moim opuszczeniem królestwa. – mówiła dalej królowa. _Usiadła znów naprzeciwko króla, przy stole.
– Trzeba stworzyć Królestwo Obojda Narodów. Nazywam to tak, bo nie uważam, że któreś z królestw jest ważniejsze, czy lepsze. Dlatego nie chcę, żeby powstał Harenwikorawental lub Rawentaloharenwik. – mówiła spokojnie do siedzącego na przeciw Garrona.
– Gilia, ale przecież Harenwik jest o wiele mocniejszy. – stwierdził Garron.
– Tak, kochanie, ale będzie tak tylko do czasu, kiedy wrócimy z Fanerum. Kiedy zostaniesz oczyszczony i napełniony mocą świetlistą, kiedy nabierzesz z powrotem sił, będziesz mógł tak samo dobrze i silnie jak ja teraz rządzić naszym wielkim krajem. – Kargiliana uśmiechnęła się do garrona.
– Słuchaj, a czy to musi się nazywać tak pompatycznie? Nie może to być po prostu Zjednoczone Królestwo Harenwiku i Rawentalu? – spytał król. – Wiem, że nazwa bardzo długa, ale zawsze można utworzyć skrót. – spróbował się uśmiechnąć.
– ZKHR? Hm. – zamyśliła się królowa. – Szkoda, że nie ma żadnej samogłoski. Ładniej brzmiałoby jakieś ZURA względnie ZUHRA. POmysł jednak przyjmuję. – uśmiechnęła się znów. – Teraz ustalmy kwestie polityczne, społeczne i geograficzne. – zaczęła.
– Kobieto. Nie męcz mnie. Nie mam siły myśleć, nie mam siły gadać. Na nic nie mam siły. Ustal te wszystkie polibzdury, daj do podpisania i tyle. Gilia, pomóż mi. – z oczu Garrona popłynęły łzy. – Chcę cię kochać, tak jak kiedyś. Nie chcę, żebyś była dla mnie obcą, wrogą istotą. –
Kargiliana ze smutkiem poki"wała głową.
– Oczywiście, kochanie, że cię uratuje. Niestety najpierw musimy zostawić Zjednoczone Królestwo pod jakąś zaufaną opieką. Czy mogę wyznaczyć osobę, która będzie nas zastępowała pod czas naszej nieobecności? – spytała, choć wiedziała, jaką otrzyma odpowiedź.
– Jasne, że tak, tylko szybko. – wyszeptał król.
Kargiliana wstała z krzesła. Z
torby, którą przyniosła ze sobą, wyjęła skórzaną teczkę. Z niej zaś plik cienkich jak skrzydełka
świerszczy skórkowych kart. Podsunęła je Garronowi.
– Wiesz oczyiście, że musisz złożyć magiczny podpis. – powiedziała.
Król westchnął i spojrzał na dokument.
– Spróbuję. – powiedział.
Aby złożyć magiczny podpis trzeba było przyłożyć dłoń do dokumentu i wypowiedzieć zaklęcie podpisujące. Zaklęcie takie zostawiało na podpisywanej rzeczy magiczny profil podpisującego Zaklęcie pochodzivo oczywiście z magii świetlistej, dlatego król Garron miał problem ze złożeniem podpisu.
Położył swoją prawą dłoń na dokumencie i próbował wypowiedzieć słowa zaklęcia. Za trzecim razem się udało.
– Klernet obajan. –
Na skórkowej karcie, do której król przykładał rękę, pojawiły się na chwileczkę jasne, świetliste płomyczki. Jednak zgasły bardzo szybko.

W dokumencie stwierdzającym unię między Harenwikiem a Rawentalem królowa Kargiliana Giranok i król Garron Cantabus ustanawiali, że Zjednoczone Królestwo Harenwiku i Rawentalu będzie miało dwa języki urzędowe oraz dwie stolice: północną i południową. Dokument stwierdzał również, że wszelkie urzędy osobnych dotąd państw będą odtąd wspólme. Zjednoczą się również gildie i cechy w ogólnokrólewskie. Zastępcami zaś pary królewskiej zostali Kronepuk i Goljarin. Królowa uznała bowiem, że oni najlepiej znają sytuacje w Harenwiku, dla którego dotąd wiernie służyli i Rawentalu, ponieważ zapoznali się z nim w bezpośrednim spotkaniu. Dodatkowym atutem cichociemnych było to, że wiedzieli doskonale, co się dzieje za granicami Rawentalu i jako walczący i oczyściciel mogli temu zaradzić, gdyby pojawiła się taka potrzeba. Królowa Kargiliana miała nadzieję, że taka potrzeba nie nastąpi, ale chciała kraj przygotować na wszelkie, nawet te niepożądane, okoliczności. Goljarin miał sprawować rzą"dy z północnej stolicy Zjednoczonego Królestwa, a Kronepuk z południowej. Mieli nakazane przez Kargilianę komunikować się ze sobą codziennie przez zwierciadło ˜…Đ. Musieli też codziennie składać raport najpierw Kargilianie, a potem Kargilianie i Garronowi.
– No. Dokumenty podpisane, nasi zastępcy poinformowani o obowiązkach, więc można wyruszać do Fanerum. – stwierdziła kategorycznie Kargiliana.
– Ale ja… Jja ś… Ja się boję. – powiedział Garron.
– Nie bój się, kochanie. Będę z tobą, nic ci się nie stanie. Jest tam wielu mądrych magów. Oni też ci pomogą. – uspokajała ukochanego.
– A nie będą się ze mnie śmiali, że taki byłem naiwny? – spytał Garron.
– Nie. Oczywiście, że nie. – Kargiliana uśmiechnęła się do króla.

Stali teraz w sali tronowej, każde z przewieszonym na ramieniu pudłem z magicznymi przyrządami, nad bladym jeszcze, ale szybko nabierającym czerwonego koloru rombem. Romb ten pojawił się na podłodze, gdy Kargilana wypowiedziała zaklęcie teleportujące. W miarę, jak romb stawał się coraz wyraźniejszy, Garron coraz bardziej się wyrywał. W końcu Kargiliana przycisnęła go mocno do siebie obejmując obiema rękami. Wkroczyli w teleport.

W jadalni zamku w Fanerum siedzieli Kelkemer, brat Kargiliany i mistrz śniących, Kapert, mistrz oczyścicieli, Merfes, mistrz uzdrowicieli i najlepszy przyjaciel Kargiliany oraz Mirena, mistrzyni alchemików.
– Ktoś do nas przybywa. – powiedział Kelkemer.
Na podłodze w jadalni pojawił się, na razie niewyraźny, romb.
– Ciekawe kogo niesie. – zauważył Kapert. – A było tak spokojnie. – dokończył.
Właśnie wtedy z teleportu wypadli Kargiliana i Garron. Ten ostatni wył i krzyczał straszliwie wyrywając się jednocześnie z objęć królowej.
– Kapert+ – krzyknęła Kargiliana zauważając wśród obecnych swojego mistrza. – Uspokój go+ Szybko+ Nie daję już rady go utrzymywać+ – krzyknęła.
– Hammejasun nah. – powiedział Kapert.
Było to wzmocnione zaklęcie uspokajające. Garron zwiotczał w ramionach Kargiliany. Posadziła go na krześle przy dużym okrągłym stole, który stał po środku jadalni.
– Kargiliana+ – Merfes zerwał się z krzesła. – Witaj droga moja. A ten koncertujący przed chwilą mężczyzna to nie jest przypadkiem król Rawentalu Garron Cantabus? – spytał.
Kargiliana też usiadła na krześle.
– Król Garrn Cantabus, ale już nie Rawentalu tylko ZKHR. – powiedziała Kargiliana.
– Czego siostrzyczko? – spytał Kelkemer.
– Zjednoczonego Królestwa Harenwiku i Rawentalu. – odpowiedziała Kargiliana i wtuliwszy się w ramiona brata zaczęła płakać.

Tak swoją drogą, czy jest tu jakiś sposób na dołączanie plików tekstowych? Muszę te rozdziały kopiować i wklejać, a może można prościej?

11 replies on “Rozdział pierwszy”

Mi też się podoba. 😉 Fajnie, że nie są tak długie, jak prolog. BO niestety nie ma w Eltenie logicznego wstrzymywania czytania. W sensie, jeśli czytam całością, a nie strzałkami, i jednocześnie chcę coś zrobić na komputerze, to Elten wraca mi do początku tekstu. I dla tego wolę krótsze 😉

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

EltenLink