Stęskniliście się trochę za Kargilianą? A może ciekawi jesteście, co się dzieje u Mirany albo u Kaperta? Oto kolejny rozdział "Niepokojów w Fanerum".
Następnego dnia, po śniadaniu, Kargiliana udała się do Margana. Na śniadaniu spotkała brata, który dopytywał się o jej sny. Odpowiedziała, że bardzo dziękuje. – Śniłam dokładnie to, o czym chciał, żebym śniła Wielki Mistrz. sny jednak nie były przyjemne. To nie twoja wina, braciszku. Taka misja. – uśmiechnęła się. Zapukawszy do drzwi Margana od razu wysłała mu sygnał rozpoznawczy. Margan skwapliwie jej otworzył.
– Witaj Kargiliano. Coś wyśniłaś? – zapytał.
Kargiliana skinęła głową.
– Śniłam. Wyśniłam coś strasznego – wzdrygnęła się.
– Nie wiem gdzie to jest, potrzebna będzie pomoc poszukujących. – powiedziała.
Margan skinął głową.
– A jak to wyglądało? – spytał.
Kargiliana wzdrygnęła się znowu.
– Najpierw długi, wąski tunel. Ciemność i narastająca zła aura coraz więcej mocy tajemnej. Robiło się coraz zimniej i coraz ciemniej. Pod koniec miałam wrażenie, że ta moc mnie boleśnie bije, smaga biczami. Było tak gęsto od czarnej mocy, że wydawało mi się, że przedzieram się przez gęstniejące błoto. Nie widziałam zupełnie nic. Na końcu tego tunelu trafiłam na ogromdne żelazne drzwi. były bardzo grube, miały wysokość i szerokość około metra. Przychodziło mi z wielką trudnością rozświetkić choć trochę tę ciemność. Z jeszcze większą trudnością przyszło mi przeniknąć przez te drzwi. Ale jednak się udało. – argiliana przerwała na chwilę. – To było straszne. Tam było pełno dławiącej, paraliżującej złej mocy. A za tymi drzwiami był wielki werhod zamknięty w klatce ze szmaragdu. Straszne. – Kargilina nie mogła się uspokoić.
Margan pomyślał chwilę.
– Mówisz wielki werhod. Większy niż zwykłe dorosłae okazy? – spytał. – Zdecydowanie większy, może dwukrotnie większy albo nawet jeszcze większy. Wielki był jak połowa twojej pracowni Wielki Mistrzu. – wyrzuciła z siebie. – Tak ogromny werhod? – przeraził się Wielki Mistrz. – Normalnie to jest świństwo gorsze od dziesięciu klinerów na raz, ale takie wielkie? – Wielki Mistrz był naprawdę przerażony. Kargiliana skinęła głową, odpowiadając na pytanie.
– Wygląda na to, że go ktoś specjalnie wyhodował. Nie wierzę w takie samoistne mutacje. Ktoś go wyhodował i zamknął gdzieś. No właśnie. Gdzie? Trzeba to szybko sprawdzić. Wejść do tego tunelu grupą i zniszczyć go. Gdzie to może być? – Margan potarł w zamyśleniu policzek.
– Nie wiem. Śniłam jakby od środka. Nie wchodziłam tam. Wydaje mi się jednak, niestety, że klatka w werhodem może znajdować się bliskko zamkowych lochów. Może nawet bezpośredio pod nimi. Gdyby dać opis tego miejsca magom poszukującym, to chyba by znaleźli, prawda? – spytała.
– Mam nadzieję. Chodźmy do Parkenwila. On nam powinien pomóc. – powiedział Wielki Mistrz jsając.
Parkenwil Boryngarl pracował właśnie nad termiczną metodą poszukiwania. Metoda ta była dawniej często stosowana, ale przez wieki magowie o niej zapomnieli. Ze starych zapisków poprzedników Parkenwila wynikało, że była to bardzo skuteczna metoda. Opierała się na tym, że każdy przedmiot, każde zwierzę, każde miejsce i nawet człowiek mieli swoją temperaturę, właściwą tylko jednemu egzemplarzowi. Parkenwil pracował nad przywróceniem tej metody już jakieś pół roku. Miał już maleńkie sukcesy, ale jeszcze wiele brakowało do całkowitego przypomnienia tej świetnej metody. Kiedy Kargiliana i Margan zapukali, czytał właśnie stare księgi.
– Proszę. –
Parkenwil nie był tak ostrożny jak Margan.
– Można na chwilę Parkenwilu? – spytał margan.
– Oczywiście, że można. Co ciebie do mnie sprowadza Marganie? Ooo, jest też Kargiliana. Czyżby chodziło o jakieś sprawy oczyścicieli? Trzeba coś znaleźć? – dopytawał Parkenwil.
Margan i Kargiliana skinęli głowami.
– Parkenwilu, jest taka sprawa. Trzeba znaleźć pewne miejsce. Gilia ci je opisze. Miała dzisiaj ustawione sny i b w nich była w tym miejscu. I zależy nam bardzo na jak najszybszym odnalezieniu. Martwi nas, oczyścicieli to, że w zamku pojawiają się zarażeni, królowie niemal całego północnego świata też są zarażeni. Badamy tę sprawę. Podejmiesz się znalezienia tego miejsca? – spytał Margan.
– Oczywiście. – wziął swój notes, w którym zawsze zapisywał ważne rzeczy.
– Możesz dyktować, Kargiliano. –
Kargiliana opisała bardzo dokładnie korytarz, który jej się przyśnił. Kiedy doszła do żelaznych drzwi Parkenwil jej przerwał.
– Opisz te drzwi bardzo dokładnie. Mówisz, że miały około pół metra grubości. A jakiego były koloru? Czy to był normalny kolor żelaza? –
Kargiliana dopiero teraz uświadomiła sobie, że drzwi miały dziwny, jak na żelazo, kolor.
– Nie. Były całe czarne. Wszystko tam było czarne. –
– Umiesz określić ich wysokość i szerokość? –
– Miały metr wysokości i metr szerokości. Tak. Były kwadratowe, na pewno. –
Parkenwil zapisał sobie wszystko i obiecał szybkie poszukiwania. – Aaa, phzepraszam, czy to prawda, że Krenewal znowu jest wśród nas? – zapytał Wielki Mistrz poszukujących. – Prawda. – odparł Margan. – I żeby było ciekawiej ściągnęła go Ganija. – dodał. – Ooo, to rzeczywiście miły zbieg okoliczności. – Margan z Kargilianą wyszli z pracowni Wielkiego Mistrza poszukujących.
Tego samego dnia po południu Mirana rozmawiała ze swoją córką.
Mirana młodsza nieśmiało zapukała do drzwi swojej matki. – Proszę. – usłyszałaz wewnątrz. – Mamo, bo ja chciałam cię przeprosić. Naprawdę myślałam, że poznanie tego prosiaka przez oddzialenie tkanek nożem magicznym będzie lepsze niż przez oglądanie tych rycin z podręcznika. Przepraszam, mamo, ja już nigdy tego nie zhobię. – mówiła pospiesznie.
– Córciu, usiądź koło mnie. – powiedziała Mirana starsza wskazując miejsce na kanapie obok siebie. – Mirana młodsza przysiadła na samym skrają siedziska. – Wiem, że ostatnio nie poświęcałam ci dużo czasu. Właściwie się nie widywałyśmy, chyba że coś przeskrobałaś. – magiczka uśmiechnęła się leciutko. – Ciągle nie mogę się pozbierać po śmierci taty, a ty tak bardzo go przypominasz. Chcę jednak jakoś nadrobić ten czas. – Miranie łamał się głos. – Chciałabym spędzać z tobą najwięcej czasu, ile się da. Może poszłybyśmy na karuzelę albo do cyrku? Chcę być dla ciebie wsparciem. – po twarzy Mirany zaczęły płynąć łzy. – Nie płacz, mamusią. – Mirana młodsza przytuliła się do swojej mamy ze wszystkich swoich sił. – – Nie płacz. Mi też bardzo brakuje tatusia. Będę do ciebie przychodzić codziennie po południu. No, poza środą, bo w środę mamy popołudniowe zajęcia z zielarstwa. – mówiła. Mirana objęła córkę mocno i posadziła sobie na kolanach. – Wiem, że jesteś już trochę za duża na siedzenie na kolankach, ale tak dawno nie byłaś blisko mnie, nie byłam b.lisko ciebie… Frzychodź, ocęywiście, codziennie oprócz środy, a w sobotę pójdziemy jednak na karuzelę, co? – spytała magiczka jednocześnie wycierając łzy i głaszcząc córkę po głowie. – No pewnie. urra! Dawno nie byłam na karuzeli. – wylrzyknęła Mirana młodsza. Długo jeszcze rozmawiały, opowiadały sobie zabawne historie, planowały, co zrobią jutro, po jutrze, w następną sobotę. Zjadły razem kolację, którą Mirana starsza przyniosła do komnaty. – Masz jakieś lekcje do odrobienia? – zapytała po kolacjc. – Nie mam. Wyjątkowo nie mam żadnych. A jutro mamy z tobą lekcję. Co będziemy robić? – – Nie powiem ci. To niespodzianka. A teraz zmykaj już do internatu. Pani Malka będzie się ciebie pytać: "A gdzie to się było tak długo? U mamusi? Żeby cię ta mamusia nie zagłaskała na śmierć." I doda: "A teraz marsz! Szorować podłogę w łazience." – Roześmiały się obie. Pani Malka była wychowawczynią interdatu dziewcząt od długich lat. Jej charakterystyczny ton udawały już dwa pokolenia magiczek.
Po wyjściu córki Mirana skontaktowała się telepatycznie z Kargilianą. – Rozmawiałam z Miranką. Spłakałam się strasznie, ale jesteśmy teraz dużo bliżej siebie. Będzie mnie odwiedzała codziennie po południu, a w soboty będziemy gdzieś razem wyruszać. W najbiższą idziemy na karuzelę. – przekazała przyjaciółce. – No widzisz, wcale nie było tak strasznie. Bardzo się cieszę, że Miranka i ty odbudowałyście bliską relację. – odparła królowa.
8 replies on “Rozdział 13”
ooo czekałam czekałam i sie dczekałam
Fajna scena z Miranami
i pewnie sie przyda mistrzowi poszukiwan termiczna metoda
A pewnie, że się przyda.
iiiii co daleej
Kurczę, Irnis, nie mogę się zabrać do pisania. Mam jakiś kopletny brak weny. Może powinnam zrobić, jak Elanor, jakieś coś niekontrolowane, ale chyba nawet na to nie mam weny. Wiem, co ma być w czternastym, tylko jakoś się nie mogę zabrać do pisania. Umówmy się jednak, że do czwartego sierpnia włącznie, czternasty rozdział będzie tu, na eltenie. Dobra?
jaki brak weny jaki brak weny tak się porobiło tak się pomieszało bierz pani pióro czy inną klawiature i pisaj
Dzieeeęki.
Jak słodko. 🙂 Mówię o Miranach. 🙂 Jest ciekawie.
Trochę goryczy, trochę słodyczy. 😀